KROWA vs cycki – why so damn aggressive?!

8 marca 2014

deska tu, deska tam, BOARD is EVERYwhere

8 marca 2014

Klaun w teatrze

8 marca 2014

Aż wstyd się przyznać, ale rzadko chodzę do teatru. Nie wiem dlaczego. Do kina też rzadko, więc nie jest to kwestia wyboru lub preferowania jednego lub drugiego. Raczej braku odpowiedniego „kopniaka”. Lubię teatr. Ba! Jak przystało na kogoś, kto rozkminia życie często ponad normę, teatr idealnie wpisuje się w moje istnienie. Zawsze jest tam miejsce na własne przemyślenia i analogie. Najs!

fot. Teatr Jaracza

KLAUN to spektakl inny niż wszystkie (nieczęsto w teatrze odbywa się taaaki CYRK!). Niby w „dorosłym” teatrze, do tego o 19:30, więc późno (jak dla dziecka), a jednak dawno nie spędziliśmy z Z tak wyjątkowego czasu razem. Był śmiech, był też strach, była zabawa i konsternacja. Tym razem nie rozkminiałam teatru sama. Robił to ze mną mój 20-miesięczny syn. No tak, nawet wyjście do teatru w naszym wykonaniu musi być ekstremalne 🙂 
Dlaczego w ogóle poszliśmy do Teatru Jaracza zamiast do Lalek? No bo Jaracz ma dobrego PR’owca <;)>, który powiedział „idźcie na Klauna, jestem pewien, że się Wam spodoba” i dodał „będziecie umierać ze śmiechu”. No to poszliśmy. A teraz żałujemy, że to doświadczenie jest już za nami, bo chętnie przeżylibyśmy to jeszcze raz.
„Klaun” w Jaraczu był dla nas przeżyciem nie tylko kulturalnym, ale też takim … „matkowo-synowym” 😉 Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mogę oczekiwać od mego smyka, że przesiedzi jak myszka cały spektakl i da mi skupić się na przesłaniu autorów i aktorów. Miałam tylko nadzieję, że wytrzymamy chociaż pół godziny, choć byłam gotowa wyjść nawet po 5-ciu minutach jeśli sytuacja by tego wymagała. WE DID IT! Wyobraźcie sobie, że obejrzeliśmy (naprawdę, oboje) cały spektakl, a na koniec radośnie oklaskiwaliśmy świetnych aktorów. Uff! Jestem dumna z nas obojga! 
Ale nie od początku było różowo i właściwie po raz kolejny (sorry, że tak „truję”) swój piękny plon zebrało RODZICIELSTWO BLISKOŚCI. Najpierw Zac w teatrze zwariował:). Po niemal tygodniu siedzenia w domu z powodu najpierw jego przeziębienia, a potem mojego, wyjście „do miasta” to był istny CZAD! Jak tylko weszliśmy bocznym wejściem na scenę MARGINES, Zac zlokalizował WINDĘ. Tja. I już o niej nie zapomniał. Mówiąc szczerze, to w pewnym momencie obawiałam się, że w ogóle go na spektakl nie zaciągnę i będę z nim przez godzinę jeździć windą. Oczywiście przyszliśmy do teatru sporą chwilę wcześniej, żeby moje szalone dziecię mogło choć trochę energii zużyć biegając po teatralnym foyer. TAKIEGO wybuchu entuzjazmu się jednak nie spodziewałam:). Potem było tylko ciekawiej.

Weszliśmy na scenę (na MARGINESIE siedzi się niemal na scenie) tuż przed rozpoczęciem „Klauna”. Na szczęście głos informujący widzów, że za chwilę spektakl się rozpocznie i należy wyłączyć telefony komórkowe spacyfikował Zachariasza dość skutecznie. Aktorzy wiedzą jak przykuć uwagę do tego, co mówią. Moje dziecko zdaje się to doceniać:) Choć nie wiedział skąd wydobywa się ten głos, słuchał uważnie. Następnie na scenę wyszedł Dyrektor Cyrku … Nieco się tego obawiałam, bo spektakl rozpoczyna się jego przemową, a jak wiadomo dzieci „trucia” nie lubią. Jednak także tu aktorskie umiejętności Cezarego Ilczyny (btw kolega mojej mamy z liceum :D) pokonały niecierpliwość mojego syna 🙂 Zac słuchał i bacznie obserwował. Moja radość nie trwała długo, ponieważ po chwili na scenie pojawił się Inspektor, w tej roli Marcin Tyrlik (spoooko ziom :D). Nie to, że nie lubię Marcina, ale jego obecność spowodowała, że Zac chciał uciekać „gdzie pieprz rośnie”! No tak się go przestraszył, że już zaczęłam się zbierać. Zac popiskiwał ze strachu, pokazywał ręką na wyjście, stał na moich kolanach zdrętwiały ze strachu … Głaskałam go, mówiłam, że wszystko jest w porządku, że to tylko śmieszny „wujek”, generalnie mówiłam wszystkie słowa, które wymawiam, gdy wszystko jest w porządku. I wiecie co? Przetrwaliśmy ten kryzys! 🙂 Na szczęście! Inspektor Tyrlik jest na scenie przed 90% czasu trwania spektaklu. Hyhy! Jak tylko Zac nieco „zmiękł” posadziłam go sobie na kolanach i przystawiłam do piersi. Ufff! Co ja bym zrobiła, gdyby nie cycek?! 😀 Zac OBEJRZAŁ cały spektakl, nie przymknął oczu nawet na momencik, ale cały czas ssał.

Inspektor (Marcin Tyrlik) – fot. Teatr Jaracza

Podczas wojny, która ma miejsce pod koniec spektaklu moje dziecko wyluzowało się totalnie, przestało ssać i zapragnęło wziąć udział w tej wielkiej balandze, którą zgotowali nam aktorzy. Nie ma co się dziwić! Rzucanie w publiczność dmuchanymi piłkami, balonami, confetti jest zabawne nawet dla dorosłego. Za nami siedział jakiś pan, nie widziałam go, ale mogę przysiąc, że trzymał się za brzuch śmiejąc się do rozpuku. Warto też wspomnieć, że to „żywy teatr”, a więc aktorzy reagują na to, co się dzieje. W pewnym momencie ze sceny padło „nie wiem, zapytaj kogoś, kto … MA DZIECKO!”, a wtedy cały teatr spojrzał na mnie i wszyscy ryknęli śmiechem. Tytułowy Klaun (Giovanny Castellanos) zdaje się sam uśmiechnął się pod nosem, gdy nasze spojrzenia się w tym momencie spotkały. Najs! 🙂 Ostatnie minuty to już walka z całkowicie swobodnym Zachariaszem, który próbował włączyć się do dialogu pomiędzy aktorami! Nawet wstaliśmy i podeszliśmy do drzwi, bo krzycząco-gadający bobas w pierwszym rzędzie to z pewnością nie jest to, co amatorzy teatru lubią najbardziej. Gdy zgasło światło wróciliśmy na swoje miejsca i radośnie oklaskiwaliśmy aktorów, gdy wyszli się ukłonić. Bravissimo!

fot. Teatr Jaracza
fot. Teatr Jaracza

A sam spektakl? WOW! Nie jestem krytykiem teatralnym, nie bywam w teatrze, wiec co ja tam mogę wiedzieć?! Napiszę tylko, może hipokrytycznie, że to moja bajka, zaiste! Polecam!

p.s. dziękujemy wszystkim pracownikom teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie za pomoc i empatię. Pan ochroniarz, który debatował z Zac’iem przy windzie ma mistrza 😉 (filmik w windy SOON on air – śledźcie YouTube)

1 comment

Leave a comment