Mama wraca do pracy – moja prawdziwa historia

15 września 2018

Podstawa programowa i zerówka. Zero do bani?

15 września 2018

Żegnaj Braciszku.

15 września 2018

Żegnaj. Już najwyższy czas. Jeszcze nie wiem czy chcę wziąć to, co mi dajesz na pożegnanie. Degustuję więc po okruszynie. 

Brak pokory…, hmmmm. Serio? Chcesz oddać? Za butę zdecydowanie dziękuję. Zabieraj ze sobą. Talent kulinarny jest w dechę – zabieram i praktykuję dumnie. Odwaga. Skąd ją masz? Przecież nie używałeś. Strach brał górę. Zagubienie. Maski przeróżne. Zabieraj. Już ich nie ma, prawda? Wiem. Teraz jest niewinność. Zatem biorę odwagę. Umiejętność przekonywania także. Wyższy poziom debatowania. Wezmę, ale tylko w pakiecie z łagodnością. Ledwo otwarte opakowanie. Jak nowa. Chętnie scalę ją ze sprytem. Dzięki. 

Inteligencja, pomysłowość, uroda, atletyczne ciało. Mam swoje. Podobne do Twoich. Ale doceniam. Dziękuję. A teraz już idź. Tam jest fajnie. 

Wiem, że się trochę boisz. Wiem, że się do tego nie przyznasz. Wiem, że wolisz pokrzyczeć, odwrócić uwagę, zamiast pozwolić na łzę spływającą po policzku. A wiesz jak mi już szkoda łez? Nie mogę pomyśleć, wyobrazić sobie, poczuć, bo ciężkie strugi płyną nieustannie. Bo choć wiem, że jesteś, choć czuję, że jest dobrze, to zwyczajnie tęsknię. Za tym, czego nie zrobiliśmy. Choć wiem, że jeszcze zrobimy. Czasem nawet nie mogę się tego doczekać. Nieważne czy spotkam Cię tu czy tam. Nieważne czy w ciele czy w sercu. Potrzebujesz odejść, żeby móc wrócić. Wiesz o tym? Ty wszystko wiesz. Masz genialny umysł. I ranne serce. Już dobrze. Spokojnie. Przecież jestem Twoją starszą siostrą. 

Zmieniałam Ci pieluchy. Wkładałam je do pralki. Woziłam Cię w wózku jak byłeś malutki. Jak dorosłeś, karmiłam Cię arbuzem, gdy w szpitalu, po wypadku rowerowym, leżałeś z zabandażowaną głową. Siedziałam z Tobą całymi dniami. I było mi z tym po prostu dobrze. Może zbyt dobrze. Troszczyłam się zawsze o Ciebie. O siebie mniej. Lub wcale. Bo wszyscy nad Tobą skakali. Bez względu na to czy byłeś bobasem czy miałeś prawie dwa metry wzrostu. Ty odrzuciłeś fundamentalne potrzeby. To, co miałeś, to, co mogło dać Ci faktyczną siłę, poszło w odstawkę. Bez powodu. Po prostu ze strachu. 

Wybaczam Ci. I żałuję, że nie spuściłam Ci solidnego łomotu wcześniej. Jak już zrozumiałam, że to jedyny sposób, gdy znalazłam na to siłę, zabrakło mi czasu. A Tobie motywacji. Bo Ty nie chciałeś niczego naprawiać. Szedłeś w zaparte. W agresję. Wobec samego siebie. Wobec najważniejszych osób, które kochałeś na zabój. Jak się wkrótce okazało, zabój samego siebie. 

Wszystko wciąż pod przykrywką. Hałasu. Zadymy. Awantury. I tego ogromnego strachu. Nikt nie bał się mniej. Nikt nie był mądrzejszy od Ciebie. Ani bardziej odważny. Zbudowałeś mur niezrozumienia. Zaporę idiotyzmu. Działającą w dwie strony. Majstersztyk buntowniczego ataku. Na rodziców. Na mnie. Na siebie. Od tamtej pory nie zmieniło się nic. W kwestii mojego widzenia tej sytuacji. Jak wiele bym dała, żeby być wtedy z Tobą. Nie byłam. A widzę wszystko wyraźnie. Pejzaż nadodrzański. Nasz pies. Tata. Upadasz. Po prostu. I koniec. Na twarzy cisza. Wymarzony odlot. To Twój dar. Prezent dla nas. No trochę przegiąłeś z rozmachem Braciszku. Ale znam to. Rozumiem. 200% albo wcale. Wybaczam Ci.

Może i lepiej, że mnie tam nie było? Widzę Cię żywego. Energicznie machającego rękami. Tłumaczącego niewytłumaczalne. Najczęściej samemu sobie. Bo ja rozumiałam. Odbierałam. Zaczęłam pojmować to, czego Ty sam nie pojmowałeś. Dawałam Ci czas. Ty sam go sobie nie dałeś. Każdy ma prawo żyć po swojemu. Umierać także. Dziś to wiem. Nie rozpaczam. Choć nie panuję jeszcze całkiem nad ludzkimi odruchami głowy. Wtedy sobie buczę. Jak teraz. 

Lidia Piechota, Extremama, blog

Dla mnie jesteś ślicznym blond dzieckiem. Młodszym bratem, który zawsze był jak starszy. Bo duży. Bo silny. Bo ładny. Bo dobry. Choć krzywdzący. Raniący tak mocno, że obrzydzający swoje własne istnienie. Wszystkim dokoła. Choć mogę mówić tylko za siebie. Blond ideał ze zmarnowanym potencjałem. Dziś wiem, że nikt nie mógł go wykorzystać za Ciebie. A wszyscy uparcie próbowali. Spiętrzając fale. Zamiast wygładzić taflę wody. Zrzucam to na „takie czasy”. Tamte czasy. 

Dziękuję. Tak bardzo jestem Ci wdzięczna. Za milion sytuacji, które mogłam z Tobą przeżyć. Do dziś czuję euforię tamtych momentów. Nie wiem czy było ich dużo. Pamiętam na zawołanie tylko kilka. A codziennie przypominam sobie kolejne. Byłeś moim kompanem, a raczej prowodyrem we wszystkich najbardziej „przypałowych” sytuacjach. Dzięki! Zakoszenia Mamie Malucha w nocy, bez prawka, nie zapomnę nigdy. Ale wiesz, łowienie ryb na wczasach też było super. Wszystko mi się kojarzy. Każdy brat i każda siostra sprawiają, że myślę o Tobie. Wiesz, że dla mnie słowa mają znaczenie. Twoje, choć bolały, wypadły z pamięci. Są w pamiętniku, który niedawno odkopałam wśród starych zeszytów. Dostałam obuchem w głowę. Czytając swoje własne myśli, przeraziłam się. Przez chwilę znowu byłam tam. Wtedy. Z Tobą. Przestraszona jak jasna cholera. Nieszczęśliwa jak szlag. Żyjąca dzielnie, jak gdyby nigdy nic. Dziękuję, że zaprowadziłeś spokój. Widocznie taki był Twój „genialny” sznyt. Kontrowersyjnie. „Na pełnej”. Wiesz, bo każdy ma oczy w innym miejscu. Każdy widzi to samo inaczej. Każdy to samo inaczej czuje. Po swojemu. I za nikogo poczuć się nie da. Można się wczuć za to. Ja wczuwam się w Ciebie. Wiesz, że jestem. Jak starsza siostra. Po prostu. 

Lidia Piechota, Extremama

Ale teraz już idź. Jest dobrze. Załatwiaj swoje sprawy. Dbaj o siebie. Na swojej własnej drodze. I nie objawiaj mi się znienacka proszę. Jesteśmy ustawieni. Wiem, że w końcu możesz naprawdę zająć się sobą. Tak jak chcesz. Ja tymczasem skupię się na sobie, OK? Mój mały Brat już dorósł. Masz okazję wykazać się i nadrobić, jeśli uważasz, że masz co. Na własny rachunek. Dla samego siebie. No już. Go! 

Kocham Cię tak mocno. Coraz mocniej. 

P.S. No i najlepszego! 15. Września to zawsze był bardzo radosny dzień w roku – Twoje urodziny! Ten dzień mam w sercu w kolorach – różowym, jasno żółtym i wiosennie zielonym. To piękny dzień. Idealna data. Jak przystało na znak Panny 😉 Dziś kończysz 34 lata. A zdjęcie na szczycie tej strony zostało zrobione dokładnie w dniu Twoich urodzin. W południe.

P.P.S. Pizza, którą robię tak, jak robiłeś ją Ty, rozwala system. Dzięki. W imieniu wszystkich, którzy dziś się nią zajadają. LOVE

 

6 comments

  1. Czytam ten tekst już trzeci raz i dalej chce go czytać. Łzy cisną mi sie do oczu naprawde poruszający 😘😘😘

  2. …Beba, to nieprawda. Dawaj do klubu ! Zrobimy “piasta” kto pierwszy…. Beba “dajesz”

    …i ta czapeczka daszkiem do tylu….. SHOCKING 😩😫🤯😡😠😳😤😭😣😢

  3. Dzisiaj kolejny ciężki, „dorosły” dzień. W takich chwilach przypominam sobie lata młodości. Przed oczami widzę bandę podwórkową – a jak ekipa z bloku, to przecież Michał!
    Wielki smutek, wielki żal. Na początku naszej sąsiedzkiej przyjaźni Michał był dla mnie jak młodszy brat, jednak w miarę upływu czasu role się odwróciły. Czułem się przy nim bardzo bezpiecznie i cieszyłem się, będąc w jego obecności. Mnóstwo wspaniałych przygód, tych mniej wariackich, jak pierwsza kolonia, i tych całkiem szalonych, jak wtedy, gdy trabantem skoczyliśmy w nieznane. Kiedy myślę o radości czasów dzieciństwa i młodości, myśle często o Michale, potem Bebie i wspaniałych latach, jakie przeżyliśmy. Nie przypominam sobie, żebym widział Michała nieuśmiechniętego, raczej zawsze gotowego, żeby przeżyć coś ciekawego, dlatego z tak wielką ochotą przyciskało się 7 na domofonie! Michał zawsze będzie w moim sercu.

Leave a comment