Zapytała wczoraj Natalia.
Pytanie, na które w sumie należy odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Z drugiej strony, nie jest to takie proste. Odpowiedź nie jest trzyliterowa. No bo niby wszystko jest dla ludzi. Jeśli potrafią z tego korzystać. A jeśli nie potrafią? To niech nie korzystają albo się nauczą. A kto decyduje o tym czy potrafią? Czym się objawia „niepotrafienie”? A jak się nauczyć? Kto tego uczy?
Zatem po kolei.
Telefon to przedmiot pożyteczny. Ma pomóc się porozumieć. Zapewne po to wymyślił go Bell. Nie po to, żeby wręcz przestać rozmawiać i godzinami przesiadywać ze zmarszczoną szyją i oczami jak szklanki wgapionymi w ekran. Lub ekranik.
Dzieci z telefonami są jak zombie.
Generalizuję. Tak to widzę. Bo to, co robi telefon dziecku jest jak kokaina, jak alkohol, jak jakakolwiek inna silna, uzależniająca substancja, która sprawia, że fajne, energiczne, twórcze dziecko znika. Tak. Zwyczajnie go nie ma.
Dzieci zombie są lustrami rodziców zombie.
Rodzice z telefonami są jak zombie. Trzymają telefony w ręku przy stole przy śniadaniu, przy obiedzie, przy kolacji, odrabiając z dzieckiem lekcje, grając „z dzieckiem” w planszówkę, tuląc je do snu… Czyli są z dzieckiem, ale ich nie ma.
Dlaczego tak to nazywam? „Zombie”. Dlaczego uważam, że to bezwartościowe bycie obok a nie razem? No bo gdzie wtedy, de facto, się jest? W tym kolejnym durnym filmie na fejsie? A może w tej niecierpiącej zwłoki wiadomości do koleżanki? A może w pracy, odpowiadając na zaległego maila? No, na pewno gapiąc się w ekran, nawet co kilka minut, kochany rodzicu, nie jesteś z dzieckiem. Gdy ono cię zagaduje, to je zbywasz, bo przecież ci przeszkadza w tym wyłączeniu. W tym byciu gdzieś indziej.
Gdy się zastanowisz, to widzisz, jakie to głupie, beznadziejne i krzywdzące. Gdy się zastanowisz i to zobaczysz, zrobi ci się źle, głupio i przykro.
Możesz zrobić przynajmniej dwie rzeczy – natychmiast odłożyć telefon i robić to za każdym razem, gdy się tak poczujesz. Gdy się zorientujesz. Możesz także, co się niestety dzieje często, zdenerwować się i odeprzeć „atak”. I nadal klikać w kolejne okienka, zdjęcia, linki. I jeszcze komuś się „odszczekać”, gdy zwraca ci uwagę. Nadal możesz nie być.
Tak samo robi dziecko. A nawet „gorzej”, bo bardziej, mocniej, z przekonaniem, że tak jest zaje*iście słusznie, najfajniej, wzorowo. Tym bardziej nie kuma jeśli się nagle okazuje, że „za dużo siedzi na telefonie”. Ale niby dlaczego?! Przecież tak „trzeba”. Tak jest „fajnie”.
Dlaczego dzieci samodzielnych matek są samodzielne? Dlaczego córki płetwonurków i kajakarzy kochają wodę? Dlaczego synowie troskliwych matek z instynktem pedagogicznym pragną zajmować się słabszymi i mniejszymi? Dlaczego dzieci wyłączonych rodziców są spokojne tylko w trybie OFF (czyli paradoksalnie ON)?! Bo niedaleko pada jabłko od jabłoni. A czasem, gdy pada, niepozbierane, to gnije. Od środka.
Mój syn jest ze mną przez większość czasu. Albo jest w pobliżu. Tzn tak było do tej pory. Dostrzegam jednak coraz więcej sytuacji, w których będzie nieco dalej, sam, lub z kolegami. Na rowerze. W sklepie. Pod lasem. W „nie-szkole”.
W tym ostatnim miejscu telefon jest mu zbędny. W ogóle nie ogarniam dzieciaków, nawet w Edukacji Przygodowej, które przyłażą „na zajęcia”, z telefonami i w nich „siedzą” (tzn nie ogarniam ich rodziców, że na to pozwalają). Ale w tych pozostałych sytuacjach telefon mógłby się przydać. Kiedy? Kiedy chce się zadzwonić do mamy, sprawdzić coś (niezwłocznie?!) w sieci, zawiadomić o niespodziewanym zdarzeniu… W większości tych miejsc są jednak także inni ludzie, którzy mają telefony. Można, a nawet warto, poprosić ich o pomoc. To działa. Ludzie pomagają.
Zatem, w sumie, mając 7 lat, wożąc ze sobą smartfona (bo przecież nie starą stylową Nokię), można go co najwyżej zgubić – jeśli chodzi o spektakularnie elektryzujące zdarzenia z telefonem w roli głównej. A jeśli chodzi o nasze rodzicielskie poczucie bezpieczeństwa i lokalizowanie dziecka? No, wtedy potrzebny jest lokalizator albo taki „mądry” zegarek (z którego na upartego też da się dzwonić). Bo dziecko, które ma nówkę błyszczący telefon na bank będzie co chwilę na niego spoglądać zamiast cieszyć się „tu i teraz” i doświadczać. Tak to działa. Szczególnie z młodymi główkami. One są skłonne do rozproszenia, podatne na silne bodźce.
Fajnie jest dać im najpierw szanse poczuć się w całej swej autentyczności. Fajnie jest pozwolić im się włączyć i nauczyć wykorzystywać swój kreatywny potencjał (bo każde dziecko go ma), zanim zaczną działać nieuniknione czynniki wygaszające, tłumiące czy wykrzywiające.
Dlatego telefon dla 7-mio latka to fanaberia i pogoń za modą. To udział w wyścigu po papkę i miałkość.
Widuję dzieciaki, które mają telefony. Widuję takie, które telefon w łapkach miewają rzadko. Znam takie, którym się cierpliwie tłumaczy jaki wpływ na rozwój dziecka ma nadużywanie technologii. Znam i widzę dzieci rodziców, którzy żyją z telefonem przyklejonym do ręki, wzrokiem świdrującym ekran. Czuję samotność tych dzieci. Obrzydza mnie chłód i nieobecność tych rodziców. Mogłabym użyć mocniejszych słów na określenie rodzica, który krzywdzi dziecko swoją fałszywą obecnością, jednak moja złość nic nie pomoże. Ten rodzic sam potrzebuje się opamiętać. Poddać terapii, wprowadzić samodyscyplinę, zapragnąć poczuć siebie i swoje życie zamiast miliona innych sztucznych/obcych historii.
Zatem otaczam troską dzieci, staram się zrozumieć rodziców. Tym tekstem. Spojrzeniem. Spokojnym oddechem i cierpliwym tłumaczeniem.
Wiem dlaczego jest tak, jak jest. Bo nam brakowało. Bo było mało. Albo wcale. Więc teraz, gdy mamy, to się zachłystujemy. Nie znamy umiaru. Chcemy pędzić bez przerwy. Jakby to miało nadrobić to, czego nie było.
Tymczasem tego braku już nie ma. Jest obfitość. A nawet nadmiar. Także wyborów. Zatem też dylematów.
Dając dziecku telefon/konsolę/tablet, wybieramy. Kontrolę. Nowoczesność. Luksus. Bezpieczeństwo. Wygodę. Od nas zależy co i w jakim wymiarze się pojawia.
A gdyby tak kontroli nad emocjami, fascynacji nowoczesnością, dbania o siebie, poczucia bezpieczeństwa i komfortu uczyć poprzez, uwaga, uwaga…bycie?
(Wiem. Marzycie o tym skrycie.)
Nowy tekst co środę.
Nowy film w piątek.
Live na Insta we wtorek o 20:00.
Wszytko super i fajnie żeby w praktyce to tak wyglądało . (Ta kontrola )Mój 10-cio latek ma Nokię (kultowa 3310 ) i dla Nas to żaden obciach .🤙🏼Mądrze mu wytłumaczyłam ze człowiek jest wartością a nie to co posiadamy . ✌🏼❤️
No i pięknie.
Stare Nokię sa superowe <3
a co do tłumaczenia itp - super, ja tez praktykuję i widzę efekty. Natomiast, jesli komuś się nie chce gadać, to może po prostu dawać przykład 🙂
Pozdrowienia!
Czekałam na ten tekst. Układa w głowie, choć nie wszystko. Za rok mój smyk idzie do szkoły, i o ile nie widzę sensu posiadania telefonu, kiedy zapewne przez pierwsze 3 lata będę go do tej szkoły wozić, o tyle później zastanawiam się jak ja (!!!) przeżyję bez poczucia kontroli co się z nim dzieje w drodze między szkołą a domem, gdy będzie musiał do niej/niego dojść sam. A wciąż wewnętrznie burzę się na myśl o posiadaniu telefonu przez 9 czy 10-latka. Im starszy tym straszniejsze dylematy:)
Wiesz, sama sobie odpowiadasz. To Twoja chęć kontroli. Nie Jego potrzeba.
Ja staram się być naprawdę tu i teraz, a nie za kilka lat. Zawsze jest miejsce na weryfikację podejścia.
Dla mnie temat jest oczywisty – umiar we wszystkim, bez uzależnień, nerwowości, szantażu.
Zamiast telefonu, las.
Tak długo i w takich dawkach aż telefon przestanie mieć znaczenie.
Love & dziękuję!