The Crash Reel |
Kocham deski i mam zajawkę. Uczę Zachariasza życia z pasją. A może by tak jednak rozwinąć w nim pasję do … szachów? Mój 2,5-letni syn sam instynktownie wskakuje na deskorolkę. Naturalne będzie dla niego śmiganie na snowboardzie czy wake’u. Tylko jak ja to wytrzymam?
Nagle mnie olśniło. Sport ekstremalny to taki, który uprawia się mimo ryzyka. To taka forma aktywności fizycznej, podczas której możliwość doznania urazu wzrasta, a ewentualne kontuzje należą do poważnych. Niby wiem to od dawna. Dlatego nie wykonuję karkołomnych skoków, a każdy trick najpierw dokładnie opracowuję „na sucho”. Zaczęłam jeździć jako dorosła. Moja świadomość nie pozwala mi całkiem „odlecieć”, choć pamiętam sytuacje, gdy wracałam z wakepark’u poobijana. Moje postrzeganie deskowej pasji jest teraz inne. Odkąd jestem mamą, mam jeszcze sprawniejsze hamulce. Nie wyobrażam sobie doznać np. wstrząśnienia mózgu albo być unieruchomioną. Kto wtedy zająłby się moim synkiem?! Dlatego pozostaje mi zachowawcza jazda i powolny progress. Jest FUN. Jest OK. Tak wybrałam. Nie żałuję. Wiem, że jeszcze sobie odbiję (Yyyy, po 60-tce?!).
Wkrótce Zac zacznie wybierać sobie zajęcia, uprawiać jakiś sport, chodzić na treningi. A co, jeśli wybierze SNOWBOARD? Co, jeśli będzie NAJLEPSZY? Wyczynowy sport to prawie zawsze ekstremalny wysiłek dla ciała. Poziom zawodowstwa to często brak umiaru, to gladiatorskie poświęcenie i odwaga. Tak to działa. Nie jestem zawodowym sportowcem. Uprawiałam w życiu kilka dyscyplin i startowałam w zawodach. Kręci mnie bycie najlepszą, wyróżnianie się z tłumu. Możliwe, że Zac też tak ma. I tu pojawia się nowy strach. Ja nie ryzykuję już, dla niego. Nie chcę, żeby on ryzykował.
Ten strach zna każda matka. Godzimy się na niego zostając rodzicami. Świat jest piękny, ale niebezpieczny. Każdy dzień przeżywamy „na wdechu”, w niepokoju, że coś nagle zburzy nasze harmonijne życie w zdrowiu i szczęściu. Oddalibyśmy wszystko, żeby oszczędzić dziecku bólu, chorób i cierpienia. Dlatego wcale nie jestem pewna czy chcę, żeby Zac został snowboardzistą.
THE CRASH REEL uświadomił mi to bardzo wyraźnie. Tak dobrze rozumiem pasję do sportu. Rozumiem ten stan, kiedy, jak nie jeździsz, to brakuje Ci powietrza, a Twoje ciało wije się w rozterce, mięśnie krzyczą niewyżyte. Dlatego rozumiem Kevina Pearce’a – bohatera filmu. Był najlepszy. Jego życiem był SNOWBOARD. Kevin miał wypadek. Miał też szczęście. Bo przeżył, bo ma kochającą rodzinę, niesamowitą mamę, najlepszą opiekę medyczną. Wyzdrowiał. Jego mózg, choć Kevin bardzo chciał, nie był jednak gotowy na „stare życie”. Na szczęście Kevin w końcu pojął co jest dla niego ważne. Zrozumiał, że dostał nowe życie i będzie ono inne, niż to stare, ale będzie równie wyjątkowe. Nie każdy lub prawie nikt ma takiego farta jak Kevin.
Film dokumentalny THE CRASH REEL opowiada o tym, że pogodzenie z losem często otwiera nowe możliwości. To lekcja pokory i wielki hymn na cześć więzi rodzinnych. Choć widziałam ten dokument tydzień temu, wciąż pamiętam zatroskaną twarz mamy Kevina, jej sposób marszczenia ust i to, jak starała się porozumieć z niepokornym synem. Reżyserce udało się uchwycić i pokazać pracę nad samym sobą, nad własnymi słabościami, a także obracanie ich w siłę. I choć uważam, że to straszne, że Kevin Pearce – młode, amerykańskie snowboardowe ciacho – miał taki wypadek i doznał trwałego urazu mózgu, wierzę jednocześnie, że zarówno on, jak i każdy, kto poznał jego historię, nie płacze teraz nad jego losem. Kevin jest PIĘKNYM człowiekiem i tym pięknem zaraża innych. Nie robi tego sam. Cały czas ma wsparcie braci i rodziców. Niesamowite, że właśnie to tak mocno przechodzi przez ekran. Magia. Chapeau bas!
Jeśli macie możliwość obejrzeć The CRASH Reel, weźcie paczkę chusteczek i zróbcie to. Ten obraz zostanie z Wami i sprawi, że zastanowicie się nad tym, co tak naprawdę jest dla Was istotne.
Ja byłam w kinie z Zachariaszem. Pierwszą połowę filmu Zac przespał w wózku w pierwszym rzędzie. Drugą przekimał przy piersi. Przytulałam go, łzy leciały mi po policzkach i chciałam trwać w tym pięknym stanie. Snowboardowe, zajawkowe katharsis.
"Chciałbym móc ustrzec Cię
od każdego smutku, każdej katastrofy,
każdego upadku"
I tak już będzie zawsze , jego ból będzie Twoim bólem podwójnym ……..
Dawno nie zaglądałam, ale… Tym wpisem odkrywam ciebie na nowo 🙂 Delikatną, lekko strachliwą…nie wiem jak ubrać to w słowa nawet. Zawsze starałam się widzieć ciebie, jako osoba, która łamie wszelkie zasady. Nie ma ograniczeń. Twarda babeczka. Jednak miło mi zobaczyć i tę odsłonę 🙂
Co do filmu-chętnie go obejrzę. Tym bardziej, że jakiś czas temu na Planecie oglądałam dokument o Snowbordzie. I też tam występowali ludzie z tego dokumentu. Był też poruszony motyw niebezpieczeństwa wiążący się z tą piękną dyscypliną. No i o wypadku tego młodego chłopaka…
Również polecam —> http://www.planeteplus.pl/dokument-snowboard-dla-kazdego_30272
Co do Zacka twojego… to pamiętam, gdy złamałam sobie nos, rękę w nadgarstku i połowę zębów. Pamiętam strach, który mi towarzyszył. Jednak spokój i siła mamy. Dzięki niej i mi było łatwiej. Jednak dopiero po wielu latach, sama wspomniała tę historię…i dopiero wtedy dowiedziałam się, jak ona mocno się bała. Ile ją to kosztowało. I dopiero wtedy zobaczyłam, że mamy też się boją. Są ludzkie… Ogólnie nadal się tego uczę. I teraz ja boję się o nią 😀 A co do wypadku z nosem….to było na placu zabaw, na zwykłej huśtawce. Nie trzeba eXtremalnych sportów, do niebezpiecznych wypadków 😉 A jeśli mały choć w 50% jest taki jak ty… (a na pewno jest), to podobnie jak jego mama-będzie szaleć, ale i przy okazji uważać. Z paroma bliznami, na miłe wspominki 😉