SUOMI …

25 października 2014

Taki lajf

25 października 2014

Kajakujemy

25 października 2014

Woda i wiosło – ten zestaw znam od zawsze. Do tego najczęściej KAJAK.
Mój Tata jest kajakarzem (pisałam o tym nieco tutaj). Od 7-go roku życia kajakarstwo uprawiał także mój Brat. Obaj w swoich karierach stawali na podium różnych zawodów. Ja stawałam obok, dumnie wypinając pierś. Mega! Największych sukcesów Taty nie pamiętam, byłam za mała. Wiem, że był w kadrze Polski i zajął 3-cie miejsce w Pucharze Świata. Pamiętam za to dokładnie Mistrzostwo Polski Młodzików K4 Michała z ekipą – Poznań, Malta, mój radośnie charczący na cześć chłopaków pies Oskar. Potem było indywidualne v-ce Mistrzostwo Polski Juniorów Młodszych. Czad! Nauczyłam się pływać na kajaku wyczynowym jak miałam 9 lat … Chyba (wtedy Mamo?). Jeździłam z Tatą na obozy kajakowe – do Turawy, do Wałcza, pod namiot, do ośrodków sportowych. Czułam się częścią klubu. Pamiętam nawet jak kiedyś prosto ze spływu kajakowego Czarną Hańczą jechałam do Piły, a stamtąd w nocy taksówką na obóz Taty do Wałcza. Wspominam te czasy jak cudowną bajkę. Ba! Któregoś roku byli tam na obozie zawodnicy z RPA – ależ się z nimi lansowałam wśród lokalesów. Mistrz! Choć nie jeżdżę już na obozy kajakowe, wciąż czuję się związana z tym środowiskiem (o! Na przykład tu o tym pisałam) i staram się pielęgnować znajomości z dawnych lat.

A dlaczego sama nigdy nie uprawiałam kajakarstwa? O to należy zapytać moich Rodziców. Ja uważam, że byłabym Mistrzynią Olimpijską. Serio, serio. Nie trenowałam i nie trenuję, ale wciąż kocham. Żeby było śmieszniej, ojciec Zachariasza jest … organizatorem WYPRAW KAJAKOWYCH (bardzo proszę o nieinsynuowanie wybierania partnera na podobieństwa Taty;)). Dlatego kajaki były, są i będą w naszym życiu. Gdy mój Tata startuje w zawodach czuję serce w gardle i niemal nie mogę jeść. Zupełnie inaczej jest, gdy wsiadam do kajaka z moim synem. 
Zac pierwszy i drugi raz wsiadł do „łódki” na basenie w Olsztynie podczas treningu KSC. Nawet nie miałam wtedy dla niego kapoka. To była krótka zaprawa, oswajanie z sytuacją. Trzeci raz mój 2-latek płynął ze mną kajakiem po … MORZU przy minusowej temperaturze! Taki ZUCH! Oczywiście kajaki wyczynowe to coś zupełnie innego, niż spływy, wyprawy, wycieczki. Każdy rodzaj tego sportu ma w sobie coś urokliwego. Aktualnie kręci mnie kajakarstwo rekreacyjne z brzdącem na pokładzie. Niewykluczone, że Zac kiedyś zapragnie wsiąść do sportowego kajaka…, a może spodoba mu się kajakarstwo górskie? To dopiero jest przygoda! 
Spędziliśmy tej jesieni miesiąc na zachodnim wybrzeżu Finlandii, więc nieprzyzwoitością byłoby nie wybrać się na krótką kajakową wycieczkę, skoro organizatora wypraw mieliśmy na wyłączność. Kristoffer zapewne nigdy wcześniej nie organizował wyprawy dla 2-latka, ale EXTREmatka wypytała go (ojca-instruktora) dokładnie co i jak, żeby na trasie nie było niespodzianek. 

Po pierwsze – KAPOK! Nie „jakiśtam”, ale porządny, odpowiedni do wagi dziecka sprzęt. 
Po drugie – nieprzemakalne ubranie i drugi zestaw na zmianę. Ciepłe buty i rękawiczki – nawet jeśli zuch nie zakłada, to „lepiej nosić, niż się prosić”. 
Po trzecie – WYLUZUJ. Wsiadasz do dwuosobowego kajaka z doświadczonym instruktorem, który wie jak reagować w sytuacjach niebezpiecznych i krytycznych. 
Po czwarte – obserwuj swojego smyka. Zobaczysz co go niepokoi i zniwelujesz jego strach. Wczujcie się razem w klimat odkrywczej wyprawy. Działa! FUN na maxa! 
Po piąte – nie przeginaj. Krótka wyprawa to max kilka kilometrów. My popłynęliśmy kilkaset metrów na morską wyspę, tam rozpaliliśmy ognisko, ogrzaliśmy się, zrobiliśmy obchód i wróciliśmy. Udało się wsiąść z powrotem do samochodu, zanim Zac miał dosyć. Zatem sukces! O to chodzi 🙂 Następnym razem będzie miał ochotę na więcej. 

To, co ja zapamiętam z tej wycieczki to fakt, że Zac uwielbia eksplorować nowe lądy. Nie zapomnę też następnym razem założyć rękawiczek, bo dopływając do wyspy Kopmanholmen prawie płakałam z bólu. Zac nie. Najwyraźniej mam problemy z krążeniem;) Także tu, zupełnie jak w przypadku np. wyprawy z dzieckiem na basen, należy pamiętać o sobie już na etapie przygotowań. Mimo tego, że dawno nie pływałam na kajaku, do tego nigdy zimą, po tej wycieczce zapamiętam poczucie … „stabilnego usadowienia” 😉 Ja „na pierwszej dziurze”, między nogami Zac, na drugiej Kristoffer. Wzięłam wiosło, ale miałam przyzwolenie na niewiosłowanie 😉 Wiosłowałam 😀 
Siedzieliśmy na kocu, nie było fal, ani rekinów 😉 Totalnie emerycki rejs, z dzieckiem na pokładzie zamienia się w podróż pełną przygód. Umiem patrzeć na świat oczami Zachariasza i pojmuję jak niesamowite są dla niego nasze wyjazdy i wspólne „zajawki”. Dlatego wyznaję zasadę „małych kroczków” i umiaru w porcjowaniu kolorów świata. Jednak nie dlatego wracaliśmy na ląd PO CIEMKU!!! Nie miało to zredukować gamy kolorystycznej. Zredukowało do … CZERNI. Zero latarni, poza sezonem… I weź tu wsiądź z dzieckiem do kajaka! Wsiedliśmy. Nie było innego wyjścia. Restauracja i kemping na wyspie były zamknięte, więc był plan powrotu do domu.
To chyba najważniejsze sprawy na początek. Jeśli macie swoje sugestie, piszcie. Moja pierwsza i najlepsza na świecie EVER przewodniczka spływów kajakowych (LOVE EWA) mieszka teraz w Skandynawii i na pewno miałaby coś do dodania w tem temacie. O! A może kiedyś popływamy razem? Rodzinnie? Why not? 🙂 

1 comment

Leave a comment