cnotliwy LANS

30 września 2019

Oldskulowy blog czyli po co pisać?!

30 września 2019

Do fajnych dziewczyn fajnych chłopaków

30 września 2019

Jesteś wystarczająco dobra. A nawet lepsza. Bez względu na to jaki on ma humor. Ba! Bez względu na to jaki humor masz Ty. Otóż to.


A skoro jesteśmy przy „humorach”… To nie jego wina, że „łapiesz focha”. To nie on sprawia, że robi Ci się źle. Chcesz wiedzieć skąd to się bierze? Uwaga, właśnie teraz nadchodzi ta informacja: robisz to sobie sama. Tadam!

Nie no, nie wybielam go, ani nie bronię.

Nie dalej, jak dzisiaj miałam ochotę powiesić go gdzieś wysoko za te jego niewyżyte wiecznie… A zresztą, mniejsza z tym. W każdym razie, rozumiem Cię, gdy czujesz, że straszny z niego patałach, a Ty przecież chcesz dobrze i nie rozumiesz dlaczego on mówi „takie” rzeczy. Niech mówi. To jak Ty się z tym czujesz, zależy tylko od Ciebie. Nie no, nie chodzi mi o to, że masz mieć wyje*ane (to mega modny termin dziś) i nic sobie nie robić z jego burackich akcji. No cóż, to, w większości przypadków, jego wołanie o pomoc, tudzież podświadoma prowokacja.

A przecież nie chcesz być ani jego terapeutką (z autopsji wiem, że to nie ma racji bytu), ani grać w jego grę.

Zresztą, łatwo polec już na pierwszej planszy. Pamiętaj, że on trenuje z joypadem w łapce dochodząc do mistrzostwa w odmóżdżającej intymności sam na sam z konsolą. Twoja finezja trenowana np. w kuchni przy kolejnej autorsko przyprawionej potrawie czy cierpliwość, bez której dawno wylądowałabyś w wariatkowie codziennie rozwiązując dziecięce „dramaty” nie przydają się w tej sytuacji. Nie zostają docenione. Tak czy inaczej, lepiej w to nie wchodzić Kochana. To nie Twoje.

Tak, rozwiązaniem jest zamknięcie paszczy.


Oj wiem jakie to trudne. Tym bardziej, gdy tak dobrze wiesz i rozumiesz jak sprawnie to mogłoby być zrobione, pomyślane, powiedziane. Wiesz to Ty. On ma w bani inaczej. I bez względu na to jak namiętnie, zaciekle, głośno czy desperacko będziesz go do swojej racji przekonywać, to wciąż będzie racja … Twoja, a nie jego. I właściwie tyle.

Za każdym razem, gdy czujesz, że chodzi mu „tylko o jedno”, oddychaj (najlepiej seksownie). Gdy ewidentnie Ty mówisz jedno, a ten odpowiada jakby komuś innemu, bo jego odpowiedź, w Twoim mniemaniu, nie jest odpowiednia, oddychaj (może on po prostu potrzebuje się wygadać?). Kiedy wchodzi Ci w słowo, rzekomo wiedząc, co chcesz powiedzieć i do czego zmierzasz, oddychaj (w sumie fajnie, że czuje, że Cię tak dobrze zna).

Powiem Ci Fajna Lalu, że im więcej pracy nad sobą wykonasz, im dalej zajdziesz w tak zwanym rozwoju osobistym, tym bardziej wyraźnie zobaczysz i, co najważniejsze, poczujesz, że to całe wzajemne nakręcanie się i wkurzanie, nie ma najmniejszego znaczenia.


Po pierwsze sama decydujesz jak się czujesz w czyimkolwiek towarzystwie i nikt Cię nie zmusza do spędzania czasu z idiotą. Jeśli jednak zostajesz, znaczy, że nie jest taki zły (ani zidiociały). Więc może jednak warto odpuścić? I swoją drogocenną energię oraz potencjał wykorzystać na konstruktywne projekty?

Okazuje się, że obie strony, chcą jedynie „świętego spokoju”.

To, że dla każdej oznacza on co innego, to prawda. A raczej … diametralnie inna jest droga do osiągnięcia tego spokoju. Wiadomo, że w udanej relacji, para realizuje się w miłości cielesnej. I tu klucz. Dla mężczyzny wystarczy „się bzyknąć” i już jest OK. Dla kobiety, żeby „się bzyknąć”, najpierw musi być OK. Dlatego nie chadzamy do łóżka z mimozami bez charyzmy, takimi, którzy nie wiedzą, czego chcą lub brakuje im inicjatywy lub zdecydowania. Zwyczajnie nas to nie kręci. Taki sport jest jak mało efektywny nordic walking, kiedy nikt nie wie co robić z kijkami, za to trzyma się je byle jak, dla samego faktu trzymania.

Skoro nie słucha i/lub nie słyszy, jego strata.

Absolutnie nie musisz niczego powtarzać. Za to możesz. Jeśli chcesz, żeby wiedział. Zawsze można też generalnie mniej gadać. Najlepiej tylko wtedy, kiedy pada pytanie (oj wiem, to czasem mission impossible). W przeciwnym wypadku mówimy, gdy odbiorca nie jest w trybie odbioru danej informacji. Szkoda prądu, czyż nie?

Skoro zamiast stworzyć odpowiedni klimat do wiadomo czego, nieporadnie wije się w oczekiwaniach, masz, de facto, przynajmniej dwie opcje. Możesz zająć się sobą (w sensie innymi projektami) i poczekać aż z wyposzczenia zbystrzeje (może to nie nastąpić) albo dać soczystego buziaka (tak, jak najbardziej na wyrost) i odetchnąć mu do ucha, co by wiedział, że „się nie pali” i że donikąd nie uciekasz. No ja raczej nie przejmuję inicjatywy, bo dzikus ze mnie w kwestii obcowania z nabzdyczonym najaranym samcem. Ale dość już tych zwierzeń.

Każdy ma inaczej. Dosłownie.

To, że koleżanka Ci powie „ja to bym tak nie mogła”, „albo po co Ci to?!”, lub na przykład „powinnaś zrobić tak…”, nie oznacza, że masz posłuchać i potem znowu dziwić się, że „coś nie poszło”. Najprawdopodobniej nikt inny, nigdzie indziej na świecie, nie ma tak jak Ty i on. Nie ma dwóch takich samych osób, a co dopiero dwóch takich samych dwuosobowych konfiguracji. Zatem jedyny sposób na tę relację Kochanieńka, to wsłuchać się w siebie. I w sumie jego też.

W każdej relacji trzeba odpuścić coś innego. Każda wyświetla inny film. Każdy z nas ma inne zakodowane traumy, tzw „programy” z przeszłości i potrzeby na przyszłość. I gdy się im przyjrzeć i przyjąć je, a następnie odważnie nazwać, nie są już takie demoniczne. A ten gość, co to nie wiadomo o co mu chodzi i dlaczego takie durnowate akcje „odwala” okazuje się być kopią tatusia, choćbyśmy zaprzeczały jakoby ojciec był naszym wzorem w czymkolwiek. Zaprzeczanie i negacja nie idą w parze z harmonią czyli pogodzeniem i miłością.

Jeśli więc, bardzo fajna Dziewczyno, chcesz, żeby zszedł z Ciebie Twój wiecznie niezadowolony chłopak (nie dosłownie, heloł!), odpuść najpierw sobie sama.

Pewnie, że fajnie, żeby koleś także nie emanował pychą i nie osiadał na laurach. Różnie to jednak bywa. Nie ma co liczyć na to, że mu przejdzie, jeśli zawsze zachowujesz się tak samo. Logiczne, co nie?

Ja preferuję skupienie na sobie. Tak. Wychodzę i robię swoje. Ha! Myślałaś, że powiem Ci, że masz się nagiąć?! Coś Ty!

Oddycham. Kocham. I robię swoje.

Skoro kocha. Skoro kocham, to będzie OK. A jeśli wkurza mnie teraz? Tak na maxa i totalnie? To sobie idę. Bo widocznie teraz, w tym danym momencie, nie mogę mu pomóc, ani sprawić radości. Jestem i wspieram. Duchowo zawsze.

Wiem. Często słyszysz o tym, że trzeba się wspierać. Trzymać za rękę i głaskać po głowie. Że nie sztuką jest być razem, gdy wszystko się układa, a właśnie wtedy, gdy coś się wali. Pewnie, że tak Kochana moja. Choć prawda jest taka, że jak sam gość nie dojdzie o co mu chodzi i kiedy lub jak lubi spędzać swe życie, wsparcie bywa jedynie przedłużeniem agonii. Nie możesz siłą swej zajebistości i ogarnięcia ciągnąć całego statku, bo w końcu zdarzy Ci się migrena. Wtedy okręt zatonie, bo nikt nie ogarnął steru.

Lalu Przefajna równie k(u)lawego 😉 chłopaka, możesz żyć, kochać i rozbrajać każdy system codziennie. Po swojemu.

Bez względu na to jak dziwne (lub specyficzne) wydaje się to Twemu partnerowi. Jest więcej, niż pewne, że zależy mu na Twoim szczęściu, więc nie będzie uparcie zmierzał do klęski, gdy poczuje swobodę Twej wysokiej wibracji i zdecydowanie w działaniu.

Mężczyźni dziś są niepewni siebie. Przerasta ich mnogość społecznych funkcji. Uczą się prosić o pomoc i czasem idzie to jak po gruzie. Kobietom za to przybywa mocy. Grzechem byłoby tego nie wykorzystać.

Możesz Kochana przyjąć, że to Twój czas. Na relację. Na sukces. Na rodzinę. Decydujesz sama – o nastroju, o kolejności zdarzeń, o relacjach. Tworzysz je osobiście. Zawsze w bezwarunkowej miłości. Do samej siebie. Przede wszystkim.

Leave a comment