Kajakujemy

8 listopada 2014

Made With Love by Extremama

8 listopada 2014

Taki lajf

8 listopada 2014
Lidia: czapa – MamaMade
bluza – BurtonZac: kominokaptur – Mabibi

Co ja właściwie robię?! Włóczę się po świecie z małym dzieckiem, do przedszkola go nie posyłam, sama statecznej posady na etacie nie mam, wygłupiam się na deskach jakichś i jeszcze szczycę się tym jak bardzo mnie to kręci. Ot co. Do tego gospodarstwo domowe prowadzę sama, a dziecka mojego z całą pewnością nie można nazwać spokojnym. Diagnoza?

Zwariowałam; jestem niepoważna; nie radzę sobie, macierzyństwo mnie zaślepia …, a Zac jest rozpieszczony; niegrzeczny i manipuluje mną. Serio?! Czyj to problem? To mój lajfstajl i moje dziecko. Moje szczęśliwe dziecko.

Nie chodzi o to, że nie daję sobie nic powiedzieć. Konstruktywne uwagi, nastawione na dialog i wymianę doświadczeń są mile widziane. Natomiast stwierdzenia typu:”no bez przesady, on nie jest ze złota”, albo „nie jest pępkiem świata” proszę uprzejmie zachować dla siebie. Otóż mój syn jest z dużo bardziej drogocennego kruszcu, niż złoto i do tego, jak najbardziej, jest pępkiem mojego świata.

Jestem wdzięczna osobom z mojego najbliższego otoczenia i Rodzicom, że akceptują sposób w jaki żyję i jak wychowuję Zachariasza. Może jest tak dlatego, że osoby faktycznie mi bliskie zadają sobie ten trud i faktycznie słyszą, co mówię? A może im nawet nie potrzebuję tłumaczyć…? Ja nie mówię nikomu jak ma żyć i co jest dla niego najlepsze. Jedyną istotą, którą namiętnie staram się ukierunkować na dobro, zdrowy styl życia i inne cnoty, jest Zac. Nikogo więcej nie mam ochoty, ani czasu wychowywać. Nie wiem czy takie pogodzenie się z losem, z faktem, że „ludzie są różni” to oznaka starzenia się, poddawania się, lenistwa… Ważne, że ta postawa sprawia mi mnóstwo frajdy i zadowolenia z samej siebie. Do tego nie generuje toksycznego klimatu. Nic a nic. Dlatego lepiej słyszę siebie, dlatego lepiej widzę Zachariasza.
Wcale nie uważam, że mój „lajfstajl” jest najlepszy. Nie wykluczam, że za jakiś czas będę się pukać w czoło na wspomnienie tego, co jest teraz. No właśnie – TERAZ. Uwielbiam „teraz” i staram się o nie dbać. Nie jest to wcale łatwe, bo aktualnie nie wszystko jest tak, jak bym chciała, żeby było. Będąc jednak na dobrej drodze do spełniania swoich pragnień bez „ustawiania” wszystkich wokół, teraźniejszość wydaje się być słusznie ukierunkowana, więc ją lubię. Bardzo to miłe uczucie. Przychodzi, gdy przestajesz o nie zabiegać. Po prostu jest. Tak, jak jest słuszność.
rolki – Bauer
buty – Aurelka

 

top – colorshake
deskorolka – Fishboards
buty – Aurelka

Czy to oznacza, że nie jestem szczęśliwa w swojej extremamowatości? Bo wciąż nie siadam z założonymi rękami i ciągle nie czuję spełnienia i poczucia bezpieczeństwa…? Bywam szczęśliwa. Wpadam w euforię. Ot tak. Zac daje mi dużo sił. Nie wiem dlaczego i jak to się stało, że jestem robocopem. Serio, jestem. I za każdym razem, gdy zdaję sobie z tego sprawę mam w oczach łzy wzruszenia, w głowie wahanie – a może jednak przestać? Upaść, odpuścić… No Way! Raczej nie zdarza się, że zasypiam „w dołku”. Zwykle jakoś tak to sobie wytłumaczę, że nawet ciężki dzień kończy się dobrze, z pozytywnymi myślami.

Jestem dobra i nie jątrzę – cóż za ochydne słowo;) Mówię prawdę i choć czasem się boję, rozmawiam. Przynajmniej próbuję. Po to, żeby żyć po swojemu, a może nawet tym samym inspirować innych. Darek mówi, że ludzie tacy nie są, że ja po wszystkich spodziewam się czegoś dobrego. Tymczasem ludzie podobno nie tylko nie są dobrzy, ale do tego wcale mi dobrze nie życzą. Wolę mierzyć człowieczeństwo moją miarą. Tym samym dostawać po tyłku, po głowie, czuć pustkę w żołądku i serce w gardle. Z takim odczuciami wiąże się mój super „wyczilowany” styl bycia. Okazuje się, że bywam oszukiwana, ignorowana, wykorzystywana, nieszanowana, choć w zamian daję coś zupełnie innego. Staram się już nie zadawać sobie pytań w stylu „za co to?”. Raczej wzruszam ramionami i skręcam. Lubię to uczucie oprzytomnienia, kiedy choć lekko opadam, nie dotykam dna. Zakręt w powietrzu to niezła sztuczka;) W końcu staję na równe nogi, a po chwili kolana znowu uginają mi się … w rytmie hip hop. Bujam się, bujam… Może dlatego nie mam choroby morskiej i łatwo wychodzę z emocjonalnych opresji. „Praktyka czyni mistrza”, a codzienne bujanie, tudzież taki sposób na faktyczną medytację w zgodzie z samą sobą dodają sił na kolejne zachwiania.
Jest jeszcze jeden element – uwielbiam ten dreszczyk emocji i znaki zapytania. Nie proszę się o nie, ale wciąż się zdarzają. Nie wiem co będzie dalej, nie wiem jak i kiedy. Wiem, że będzie po mojemu, a więc kreatywnie, z pasją, szczerze. Nie mogę się doczekać, choć … staram się nie czekać. Przecież chcę żyć chwilą i kochać każdy dzień. Pracuję nad tym, szukam w głowie ładu, organizuję czasoprzestrzeń, uwielbiam „czasowstrzymywacze”. Piszę kartkówki każdego dnia i nie mam czasu na ściąganie. Dlatego zdarzają się poprawki. Lubię, gdy mogę dokonać ich SAMA. Wtedy wynik 98% i dopisek „OUTSTANDING” znaczą jeszcze więcej. Pamiętam taki wynik na teście z amerykańskiego w liceum. Cóż to była za radość i duma.

 

SAMA. Choć bywam wśród ludzi, jestem sama. Wcale nie jestem pewna czy nie samotna. Na szczęście są dobre duchy, które jednym gestem czy dołeczkiem w policzku dają znać, że są i rozumieją. Ba! Aprobują! LOVE. Zaraz, zaraz… SAMA?! No wiadomo, że z Zachariaszem. Jakoś inne elementy extremamowego krajobrazu migają ostatnio jak za szybą PENDOLINO. Wiadomo, to ładne widoki i czasem cieszę się z dłuższych postojów na stacjach. Tak się jednak dzieje, że wsiadam i jadę dalej. A może ktoś mnie popycha, żebym wsiadła? i odjechała? W nieznane, kolorowe, na jasnym tle… Koniecznie w surferskich kolorach;) Ogarnę. Po swojemu.

3 comments

  1. Lidl czka, cała Ty! Masz odwagę żyć, żyć całą sobą, żyć prawdą. Do tego masz wielki wgląd w siebie, w czasach, gdzie ludzie zagłuszają co im w duszy gra. Drażni ludzi swą odwagą, bo też by tak chcieli, choć mówią co innego. .. Bądź sobą zawsze kolorowy ptaku:-)

  2. Cześć. Jestem tu pierwszy raz, choć "widuję" Cię gdzieś na fejsbukach. Podoba mi się to co napisałaś o tym gdzie jesteś, mimo tego, gdzie próbują umiejscowić Cię inni. Bardzo to prawdziwe i znajome prawdopodobnie każdemu, kto żyje radośnie, a nie urąguje się we własnymi oczekiwaniami na temat tego jak jego życie powinno wyglądać i nie robi z tym nic. Mam tylko jedno "ale". Nie oceniam, czy Twoje dziecko jest rozpieszczone, bo nie mam o tym bladego pojęcia, ale czytam Twój tekst w którym sama piszesz, że jest i że: " To mój lajfstajl i moje dziecko. Moje szczęśliwe dziecko." Nie wiem czy moje dziecko jest dobrze wychowane i czy jest z tego powodu mniej lub bardziej szczęśliwe niż inne dzieci, ale wiem jedno. Z perspektywy odbiorcy rozpieszczonych dzieci, których mam wrażenie być zdecydowanie więcej niż tych nazwijmy to wychowanych, czyli takich, które są w stanie zaprzestać upierdliwych lub wkurzających wszystkich ludzi wokoło czynności na prośbę rodzica, rozpieszczenie nie jest tylko sprawą rodzica. Bo rozpieszczone dziecko daje się we znaki wszystkim ludziom, którzy z takim dzieckiem mają styczność. Gościłaś kiedyś w swoim domu cudze dziecko, które np pomalowało Ci podłogę flamastami, a rodzic nie dość, że się tym nie przejął to jeszcze opowiedział o tym co się dzieje w domu…? Gdyby rozpieszczone czyjeś dziecko nie miało wpływu na mnie to mam to w nosie, kto jak swoje dziecko wychowuje. Niestety tak nie jest. Nie dalej jak dwa dni temu moja córka prawie została ugodzona niechcący nożem przez pięciolatka, któremu rodzice na imprezie "masowej" pozwolili swobodnie bawić się ostrym nożem typu wojskowego.

    Dla samego dziecka jest to wielka ujma na przyszłość, bo samodzielnie będzie musiało wykonać mnóstwo pracy, żeby odnaleźć się w otoczeniu innych, w dużej mierze rozpieszczonych dzieci, które już nie będą się godzić na każde zachowanie rozpieszczonego młodego człowieka. Zderzenie ze światem, w którym nie jest się jego pępkiem jest bardzo bolesne, co wiem z autopsji, bo sama byłam rozpieszczonym dzieckiem. Czy Twoje dziecko faktycznie jest takie rozpieszczone? Może to tylko gra słowna. Ale jeśli tak, to może warto spojrzeć na tą sprawę przez pryzmat współuczestników życia Twojego dziecka, a nie tylko okiem jego aktualnego spełnienia. Pozdrawiam.

    PS: Przyklaskuję Twojemu stylowii życia w pełni!

    1. Hej 🙂 Dzięki za taaaaaki wypasiony komentarz 🙂

      Polecam Ci post pod tytułem UMIAR 🙂

      taaak, to raczej gra słowna 😉 Zac nie biega z nożem, a gdy zdarzy mu się pobazgrolić nie tam, gdzie trzeba, tłumaczę mu co i jak. Miałam raczej na myśli stwarzanie możliwości, otwieranie oczu na świat i nie prowokowanie sytuacji np. każąc mu "grzecznie" siedzieć przy stoliku w kawiarni, gdy rozpiera go energia. Uważam, że nie po to mam dziecko, żeby siedzieć i nic nie robić i nie po to, żeby było w życiu łatwo. Dlatego świadomie zgadzam się na to, że mam mniej czasu dla siebie, a na podłodze w domu leżą porozrzucane zabawki. Szanuję naturę dziecka i daję mu czas. Uczę się tego każdego dnia. Wychodzi całkiem nieźle i już obserwuję, że na wszystko jest odpowiednia chwila 🙂 Wystarczy szanować drugiego człowieka i obserwować.

      Słowo "rozpieszczanie" kojarzy się tylko źle, tymczasem moim zdaniem ma w sobie też coś rozkosznego 😉

      Pozdrowienia 🙂

Leave a comment