NASZA Finlandia – part 1

5 września 2014

czill out duszy (czyt.UMIAR)

5 września 2014

NASZA Finlandia – part 2 – zajawka czy zawieszka

5 września 2014

Wróciłam ale wciąż jestem tam. To zaiste miłe uczucie. Takie … dobre. W sensie, dobrze mi z nim, bo choć jestem tu, to będąc tam, czuję się na swoim miejscu. Nie chcę wcale być „ponad to”, w sensie nie mam takiego zamiaru, ale tak trochę wychodzi. Ponad co? Ponad tutejszy bajzel. Lubię tak. Nie chodzi o bycie lepszą…., chodzi o bycie NAJLEPSZĄ 😉 <pozdro dziewuchy ;*>  
Ale tak serio, wiecie jak to jest, gdy Wam dobrze ze sobą… Z jednej strony czujecie, że możecie zdobyć świat, przenosić góry, na wszystko macie receptę, a z drugiej, wcale nie macie potrzeby o tym krzyczeć … Mistrzowski stan. Tak właśnie mam. No i jeszcze, dla jasności, CARPE DIEM tu i teraz to wciąż moja dewiza, tyle że motywacja, tudzież inspiracje nabrały nieco fińczykowego zabarwienia. Ot co.

Nie wiem czy to znowu ta chęć zaskakiwania, prowokowania, jarania się własną oryginalnością, czy w końcu po prostu idę swoją drogą…. No tak – to pierwsze zapewne jest tym drugim 😉 W każdym razie nie mogę się doczekać konsumpcji, tudzież uzewnętrznienia pragnień, planów, zajawek …. O tzw. „zajawce na deskę” napisał MADE IN (strona 36 lub 38), teraz mowa o … ZAJAWCE na Finlandię. Chcę mieć swoją krainę. Mam. Nie mam pojęcia czy to moje MIEJSCE NA ZIEMI. Zobaczymy. Nie dowiem się, jeśli nie sprawdzę. Zamierzam sprawdzić. Bez pośpiechu. To dopiero będzie czad! 

Nie myślcie sobie, że to takie proste. Pozornie tak, ale w praktyce wychodzi to różnie. Taki typ. Choć kręcę się sobą, to patrzę na innych <tzw. FOMO>, choć wiem co robię i dlaczego, zdarza się, że usiłuję kogoś naśladować albo zatajać moje zdziwienie zdarzającym się światem. Udaję, że pasuję (w sensie usiłuję wtopić się w grupę). Hmmm, tak, właśnie o to chodzi. Dziwię się światem. Zdaje się, że czytałam o tym w mega książce kiedyś – Świat Zofii… futro królika … dziwienie się światem <kto ma pożyczyć tę książkę? chętnie sobie przypomnę 🙂 > – oj tak. W Fińczykolandzie moje zdziwienie sięga zenitu. Nie mam pojęcia czy dlatego, że to oni są dziwni czy raczej ja. Fakt jest faktem. Do pewnych zdarzeń już się przyzwyczaiłam i z dumą stwierdzam, że wciąż nie oznacza to ślepego naśladownictwa, ale zgrabne wkomponowanie się w społeczność Fińczyków z zachodniego wybrzeża < damn, WEST COAST brzmi jakoś bardziej COOL!>.

Wciąż chodzę po domu Fińczyków boso…, albo w trampkach …., ale nie w samych skarpetkach! <zaiste oburzajace ;)> To detal….., ale serio oni tam non stop chodzą w skarpetkach. Zero kapci. Za to są „skarpy”. Ugh! Ja, jak przystało na BEACH GIRL, chodzę boso, a jak mi zimno zakładam grube wełniane skarpety od MamaMade. Wtedy jestem trochę jak oni. Mój mały BEACH BOY też woli chodzić boso. Nawet w pociągu, w PLAYROOMie, dzieci biegają w skarpetkach! Toż to ślisko, a potem zapewne nie można ich doprać (tych skarpetek), zsuwają się z niesfornych stópek… Ochyda! Serio, nie lubię tak! <taki mój tzw. PET HATE;)>

Nie pijam mleka. Do ziemniaków, do … łosia, do sałatki czy kanapek. Wolę wodę. W moim Fińczykolandzie wypija się 10 litrów mleka w jeden weekend! Zac też pije. Fińczyk jeden! 😉 Nie powinien aż tyle, bo miewa po mleku wysypkę…. Poszukam więc niealergizującego zamiennika. Ryżowe? Si. 
Kawa. Z mlekiem. Parzona. Przez filtr. W fińskich kawiarniach wcale nie pija się popularnego u nas CAFE LATTE czy MACCHIATO. Nie ma pianki z mleka, warstw, serduszka z czekolady na piance czy syropu czekoladowego. Fińczykowa kawa jest … zwykła. Jest tak zwykła, że zaczęłam ją lubić. Na stacjach benzynowych jest podobnie zwyczajnie. Stoją dzbanki z kawą, mlekiem, śmietanką. Nalewasz (osobiście), dosypujesz cukru, finito. Zero finezji. 
Czas na sernik czyli CHEESECAKE. Uwielbiam. Teraz lubię też ten fiński sernik, ale gdy po raz pierwszy dostałam na talerzu kawałek zamarzniętej bryły na spodzie z pokruszonych ciasteczek Digestive, byłam bardzo zdziwiona. Nigdy nie jadłam w Finlandii sernika z twarogu, pieczonego w piekarniku itp. … To jest myśl! Upiekę go sama! Tak! 🙂 Lidia – producent polskich smakołyków. Pójdę do sklepu i nawet jeśli w jednym kupię tylko twaróg <czy ja tam w ogóle kupię twaróg?!>, a w drugim mąkę, w obu zapłacę kartą. Mega! Nikt tam nie wymyśla absurdalnych zasad typu: kartą można, ale od 10-ciu złotych. Można i już. 
W Finlandii twaróg, jak wszystko, jest średnio 3-4 razy droższy. Zarobki są tak samo proporcjonalnie wyższe, niż w Polsce. Poziom życia – podobny, choć bez zaśmiecania sobie otoczenia. Organizacja, czill, nieszukanie problemów, zero kombinatorstwa…. Normalnie nuda 😉 Gdy wyobrażam sobie miejsca, w których tam bywam, jest w nich cicho i schludnie. Bardzo przyjemne tło do medytacji. Taki chyba był ten ostatni tydzień na zachodnim wybrzeżu – wyłączona z bajzlu, medytowałam z mym synkiem u boku. Służyło nam to. Teraz to azyl w mojej głowie.

Czy potrafię wybrać? Czy muszę? Nie chcę czuć, że coś tracę <znowu to FOMO, grrr>. Nareszcie czuję, że chcę podejmować decyzje i nie zdawać się na ślepy los. Z drugiej strony, on się najwyraźniej tak odwraca. Tyłem;) Teraz nie musi mnie już po omacku prowadzić za rękę, bo mam szeroko otwarte oczy. Swoje własne. Dlatego widzę, gdzie jestem, choć jestem gdzie indziej. Dlatego nie żyję iluzją, choć wciąż mam marzenia, które wyznaczają cel. A jak Fińczyk ma marzenia, to je spełnia, bo choć według stereotypów, jest drętwym mrukiem, jego podejście do życia to raczej „chcieć to móc”, niż „jak to zrobić, żeby się nie narobić”. 

Aaaaa, no i depresja Fińczyka. Nie doświadczyłam. Wśród Fińczyków. Choć podobno naprawdę istnieje. Ja sama czułam się okropnie za kołem podbiegunowym, gdzie było cały czas ciemno – szansa na szarówkę – jedynie 3 h dziennie. Tylko, że tamto samopoczucie się nie liczy, bo byłam w ciąży. Bardzo możliwe, że teraz ta fińska depresja zadziała po prostu lekko tłumiąco na moje nieszkodliwe pseudo-ADHD i będzie mi nieco łatwiej ogarnąć własne myśli. Tak, to poprawne podejście. YOLO <3

Leave a comment