
Nie jestem domatorem, choć lubię do domu wracać. Tyle, że wizyta w Opolu to nie jest powrót do domu, a raczej wycieczka „w gości”. Od lat czuję się „jak w domu” będąc na Warmii, a może jestem „w domu” właśnie podróżując? O! Włącza mi się rozkminka, więc na pewno to przemyślę. Tymczasem bardzo udana opolska wyprawa za nami. Choć maleńki Zac bywał już w moim rodzinnym mieście, teraz po raz pierwszy mógł świadomie wykazywać zainteresowanie otaczającymi go zjawiskami, ludźmi i miejscami. Swoją drogą, zmieniające się, rozwijające się Opole bywa bardzo nowe także dla mnie. Tym przyjemniejsze było pokazywanie go mojemu małemu synkowi.
Najpierw była dłuuuuuga podróż pociągiem PKP, którą całkiem nieźle przetrwaliśmy jadąc sami w przedziale dla matki z dzieckiem. Była zatem zabawa, 2 drzemki, przewijanie, wyglądanie przez okno, zawadiackie uśmiechy przez okno do pasażerów na peronach poszczególnych stacji. Po 7-miu godzinach jazdy uspokajająco nie działało już nic oprócz przytulenia, wysiedliśmy więc na wrocławski peron wtuleni w siebie niczym małpki, witani przez Babcię Ewę i Dziadka Krzyśka (Zac ma tę przyjemność posiadania aż 4-ech dziadków :D) Czekała nas jeszcze podróż samochodem do Opola, którą JAKOŚ wytrzymaliśmy.
Zaodrze-Centrum-ZWM-Szczepanowice-Bolko czyli Babcia-ranczo-Coffee Heaven-Dziadek-dzieciństwo-wspomnienia-zwierzaki-las – to expresowe streszczenie, wręcz w pigułce. Dawno nie zabawiłam w Opolu tak długo i w sumie nie było źle. Zac niezmiennie działa na mnie motywująco i nawet codzienne ględzenie mojej Mamy czyli sumiennej, stęsknionej Babci Zaczka dało się przetrwać 😛 (każdy wie jak to bywa z mamami, babciami itp.) Dzięki gościnności wspaniałego Wujka Andrzeja, mieliśmy do dyspozycji przytulne mieszkanie, z nieuciążliwym, wyjątkowo małomównym lokatorem – wężem Dudusiem 😀
Nie pamiętam dokładnie Opola, nazw ulic, ani którędy dotrzeć w niektóre miejsca. Chodzę po Opolu „na czuja”, czasem mapa wspomnień mnie nie zawodzi i to bardzo fajne uczucie. Takie melancholijne 🙂 A czasem lubię pobyć właśnie melancholijna… Zac sobie drepcze, próbuje biegać, a ja rozglądam się zaciekawiona po podwórku mojego dzieciństwa, które teraz jest jakoś tak nieznajomo … ciche. Wchodzimy na plac szkoły tzw. „drabinki”, gdzie mój brat złamał rękę … Wtedy nie było tam furtki i beczącego Michałka, trzeba było przenosić przez druciane ogrodzenie mojej podstawówki. Teraz w okolicy jest kilka nowoczesnych placów zabaw dla najmłodszych, mnóstwo krzaków i ani śladu spotkań blokersów, z którymi się utożsamiałam. To naprawdę ZWM?! 😀
Wyspa Bolko, wcześniej Pasieka … Najładniejsze i najbliższe mi klimatem miejsce w Opolu. Bo zieleń, bo las, bo woda, bo zwierzęta, bo ZOO, bo spokój, bo ścieżka zdrowia, bo przystań kajakowa, bo modna kawiarnia. Po prostu. Zdecydowanie Wyspa Bolko podnosi moje mniemanie o Opolu. Nooooo, nigdy nie było ono jakieś bardzo niskie, ale teraz patrzę na Opole bardziej przyjaźnie. Nie mieszkam tu, nie muszę tu być, a Opole rozwija się w dobrym kierunku. Przynajmniej w moim mniemaniu.
Centrum – tak się zdarzyło, że stało się stałym punktem na mojej opolskiej trasie. Bo Alma, bo pieluchy, bo woda, bo pierwsze „najeczki”, bo nie miałam bliżej „domu” żadnego porządnego sklepu. Te spacery też były przyjemne. Chcąc dotrzeć do centrum handlowego przechodziłam niedaleko oddziału TVP, koło opolskiego Ratusza, spotykałam znajome twarze, dla których moja pozostawała wyraźnie nierozpoznana do końca :). Niektórym się przedstawiałam mówiąc „cześć! nie poznajesz, prawda?” 🙂
To były spokojne dni, bo byłam cierpliwa. Nie nudziły mnie opolskie klimaty, codziennie te same miejsca czy zupełnie zwyczajne ulice. Byłam tam z Zachariaszem, a dla niego wszystko było nowe i interesujące. Dlatego dla mnie Opole z Z zyskało na czarowności. Było nieśpiesznie, mamowo i synkowo oraz bardzo uśmiechowo, bo Zac rozbawia mnie swoimi pasjami. Do majstrowania przy rowerach bardziej lub mniej stabilnie przywiązanych do latarni w centrum miasta, chodzenia, a nie jeżdżenia, do zwierząt, które chce przytulić, do spienionego mleka z carmel macchiato albo makaronu w rosole dziadka. Sweet!
P.S. a wyprawę do WakeParku w Opolu opiszę osobno, bo to przeca odrębna historia 🙂 Już za momencik także na blogu 🙂
jak słodko śpi 🙂
a wypad super!!
ps. szary kombinezon jest świetny!
tak, Bibi Dreams daje radę 🙂
a śpiące dziecko to, moim zdaniem, najpiękniejszy widok na świecie 🙂
no właśnie muszę z Blanka zrobić podróż pociągiem 😉
polecamy 🙂 tylko niekoniecznie 8 godzin 🙂