Zdaje się, że powinnam o tym napisać z kilku powodów. Po pierwsze – by inne ofiary stalkingu także zaczęły mówić, a nie tłumić strach/złość w sobie, po drugie dlatego, że nie mogę udawać, że nic się nie dzieje, po trzecie, bo to po prostu interesujący społecznie temat (bo zaskakujący i nie mieszczący się w głowie). Stwierdzam nawet, że mogłabym na ten temat napisać książkę. Kolejną 🙂 (bo mam pomysły już na kilka).
Zatem, napiszę o stalkingu, o stalkerze, który wszedł w moje życie nieproszony i nie zamierza odejść. Problem polega na tym, że nie mogę napisać wszystkiego, bo choć stalker jest niepoczytalny i stwierdzono to niejednokrotnie, to niepoczytalny jest za mało, żeby go ukarać, a jednocześnie wystarczająco, żeby sprawa była tajna i zamknięta dla mediów. Ochyda!
Co zatem napisać mogę? Piotr S. nęka mnie, prześladuje, śledzi każdy mój krok i obserwuje moich znajomych od października 2006 roku. Wtedy, jak to się zaczęło, nie przypuszczałam, że może trwać tak długo. Żyłam i żyję w przeświadczeniu, że skoro czegoś nie chcę, to to przestanie się dziać. Prędzej, czy później. W tym przypadku raczej później. Niestety, nie mam cierpliwości, żeby opisać tu całą historię od początku. Wystarczająco „ryje mi beret” sama sprawa w sądzie. Polecam za to materiał Sylwii Nieckarz w Expresie Reporterów i tekst Marcina Kowalskiego w Gazecie Wyborczej. Dobrze opisała też sytuację Ania Grzelczak w Przyjaciółce. To dla mnie ważne jak się o mnie i problemie stalkingu pisze, bo w tej materii łatwo o tanie chwyty czyli branie na litość lub przedstawianie ofiary jako wraka emocjonalnego na skraju przepaści. Ja taka nie jestem.
W sądzie toczy się postępowanie o umorzenie (z racji choroby psychicznej) sprawy z umieszczeniem w zakładzie psychiatrycznym. Wierzę, że to jedyne słuszne rozwiązanie, bo Piotr S. pokazuje, że przez lata jego chore zainteresowanie moją osobą, spryt i buta nie maleją, a wręcz przeciwnie. Odebrałam właśnie wezwanie do sądu na rozprawę, w której to ja występuję jako OSKARŻONA! Nie wiem czy to też jest tajne, do tego stopnia, że nawet ja – oskarżona – nie wiem o co chodzi. Wychodzi na to, że biedny, niepoczytalny Piotr S. pozwał mnie o coś. Paranoja!
Na całe szczęście, w tej absurdalnej sytuacji, mam wspaniałą pełnomocniczkę, która wie jak się w tym zawiłym, nieprzyjaznym prawniczym świecie poruszać. Pani Małgorzata Lubieniecka zgodziła się pomóc mnie i przy okazji wszystkim innym, którzy czują się nękani przez Piotra S. Niestety nie będzie łatwo, bo wyznaczono już 3-ci termin rozprawy, na której nie jestem nawet stroną, ani oskarżycielem posiłkowym, bo przecież osoby chorej nie można w ten sposób oskarżać.
A teraz kilka słów wyjaśnienia, skierowanych do tych, którzy dopatrują się winy we mnie samej…
– gwoli ścisłości – nigdy tego pana do niczego nie zachęcałam, nie znam go; on zna mnie z telewizji, jest dla mnie zupełnie obcym człowiekiem, którego się boję, bo nie wiem do czego jest zdolny
– przez te wszystkie lata nie zmieniłam numeru telefonu z tego samego powodu, z którego nie wyemigrowałam na Marsa – nie dam się zwariować. Nie chcę, by on kierował moim życiem. Poza tym, to bardzo zdeterminowany człowiek (tudzież determinuje to jego choroba), więc uzyskanie informacji na mój temat nie stanowi dla niego problemu. Po co zmieniać numer, skoro i tak zaraz zdobyłby nowy?
– nie staram się doprowadzić tej sprawy do końca po to, by być popularną! Chyba żaden dziennikarz, a już na pewno nie rozrywkowy o wyluzowanym, beztroskim wizerunku, nie chciałby być kojarzony z sądami, osobami chorymi psychicznie, stalkingiem itp. Ja też nie chcę, choć jestem wdzięczna mediom, że uważają tę sprawę za ważną. Kiedy prawo nie pomaga, może pomoże czwarta władza? Poza tym, wiem, że każdy, kto ma dziecko i je bardzo kocha, na moim miejscu także walczyłby jak lwica (lew) o spokojną przyszłość swojej rodziny.
Mam jeszcze kilka przemyśleń i wniosków na temat tej sprawy, zeznań i opinii biegłych, tragikomedii, która odbywa się w sądzie, ale zwyczajnie NIE MOGĘ na razie tego opisać.
A tu kilka innych relacji:
„Pytanie na śniadanie” TVP2
24opole.pl
tabloidy, a jakże
i Wyborcza raz jeszcze
Przy okazji nieco się uśmiałam oglądając swoje zdjęcia, które różne gazety wykopały ze swoich archiwów 🙂
kochan, mogę ci tylko powiedzieć…
3mam za Was kciuki i że w tym całym absurdzie uda Wam się odnaleść wreszcie upragniony spokuj i bezpieczeństwo.
Tylko nie poddawaj się i walcz dalej! nie bądź szeptem, mów głośno o tym!!!!!
W kupie siła… Trzymajmy się kupy… "Kupy" nikt nie ruszy 🙂 a tak na poważnie wszyscy wierzymy, że ta sprawa w końcu dotrze do końca… szczęśliwego końca
Ehh, polskie prawo! Ręce czasem opadają, ale nie poddawaj się, w końcu doprowadzisz sprawę do końca.
trzymam za Ciebie i zakończenie tej chorej sprawy mocno kciuki. może, kiedy będzie jeszcze bardziej nagłośniona, coś wreszcie drgnie. w końcu na pewno! pozdrawiam serdecznie!
Trzymam kciuki, nie odpuszczaj!! Pozdrawiam serdecznie!!!