stan GO POW

14 grudnia 2014

Psychoterapia stomatologiczna

14 grudnia 2014

#newchapter

14 grudnia 2014

Wystarczyła niespodziewana fota flamingów w Poetto, a posypały się zapytania o ten „nowy rozdział” (#newchapter) w naszym życiu – „zostajesz tam na zawsze?!”. Hyhy. Wychodzi na to, że zwykle jestem za mało kontrowersyjna i zaskakująca, skoro dopiero, gdy niespodziewanie na chwilę wyjeżdżam, tak wzrasta zainteresowanie naszym fanpejdżem. Popracuję nad budowaniem stosownego napięcia 😉 Teraz jednak dzielę się z Wami mocą, radością, energią.

Sardynia … Włochy, ale inaczej włoskie. Nie przyszłoby mi wcześniej do głowy, że chcę tam pojechać i że tak dobrze się tam poczuję. Przyznaję jednocześnie, że ostatnio faktycznie dobrze mi ze sobą i często słyszę „skąd ty masz tyle energii?!”, „ależ z ciebie pozytywny wariat”. Dziękuję, bardzo mi miło. Teraz będzie jeszcze „gorzej” czyli lepiej.

 

frak – Pif Paf
reszta – no name

 

 

Najprościej byłoby zacząć od początku, ale „najprościej” nie leży w moim zwyczaju 😉 Może zatem od końca? Taka filmowa retrospekcja? Jak to zrobić, żeby dać Wam poczuć to FLOW, satysfakcję, przeświadczenie, że tak jest OK i że to początek czegoś dużego? Jednocześnie nie wiem ile powinnam zdradzić już teraz. Jesteście w stanie uwierzyć w kolejną bajkową (bo barwną) historię z życia Lidii? W tym przypadku w historię ewidentnie wplątany jest Zachariasz. W naszym życiu niewiele rzeczy zdarza się według jakiegokolwiek szablonu. W końcu świadomie wyznaję zasadę, że „NA WSZYSTKO PRZYJDZIE CZAS”. Po raz kolejny coś się po prostu zdarzyło, coś, na co nie czekałam, czego nawet nie zdążyłam zacząć organizować. Mam nową pracę.
Tak, to wszystko – euforia, Sardynia, flamingi, Włosi, …zgubiony bagaż i wózek – to wina mojego nowego zajęcia. Nowego, a polegającego na tym, co lubię robić najbardziej. Czyli na czym? Będę teraz zupełnie legalnie i za pieniądze jadać lunch z przystojnym Włochem, będę spotykać się ze sportowcami i brać udział w eventach sportowych oraz modowych (ha! Niezła akcja, co?). Będę też takie eventy organizować. Co jakiś czas wyskoczę na Sardynię, żeby m.in. pomachać flamingom i zjeść mule nad brzegiem morza. Co jeszcze będę robić w mojej pracy? Będę się dużo uśmiechać nosząc włoskie ubrania najwyższej jakości oraz lansować w nich mego blondaska. Przyznacie sami – dżob-marzenie.

 

 

 

Jako oportunistka-recydywistka stwierdzam po raz kolejny, że dobro wraca, konsekwencja popłaca, a hasło „rób swoje” powinnam sobie wytatuować (gdybym lubiła tatuaże). Chyba nie zdobędę się na szczegółowe opisanie pierwszego spotkania z headhunterem Marco, szybkiej wymiany maili, a w konsekwencji mnie w sardyńskiej rodzinie Eye Sport. Tę historię znajdziecie w książce, którą kiedyś napiszę. Nie ma ona większego znaczenia…, a może ma? No dobra. W wielkim skrócie – Zac wiedział gdzie ma się położyć na podłodze, kiedy zachować się jak osioł, a ja ogarnęłam szeroki uśmiech kiedy trzeba… Potem był mail, telefon, kawa i … lot na Sardynię. I właśnie to mnie ujęło – profesjonalne podejście, zdecydowane działanie, zaufanie i docenienie tego, kim jestem. Zaczynam pracę nad dobrym wizerunkiem nowej marki w Polsce. Robię to na Warmii, gdzie rynek nie jest łatwy. Króluje tu sceptycyzm, lęk przed nieznanym, często zazdrość i syndrom „psa ogrodnika”. Wierzę jednak, że jakość i serdeczność to dobra mieszanka, którą warto promować. Nieznane można poznać i docenić jego oryginalność.
Włosi przyjęli mnie na Sardynii jak przyjaciółkę. Mieliśmy z Zachariaszem wygodne łóżko, przestronne mieszkanie, pyszną kawę, lunch na plaży, a na kolację świeże owoce morza. Sardyńczycy zwracali się do Zachariasza z ogromną serdecznością i autentycznym zachwytem (czegóż więcej trzeba zakochanej w swoim dziecku matce?), a on reagował wyciąganiem rączek w ich stronę czyli zaproszeniem na spacer. Moje wszędobylskie dziecko, które zwykle nie ufa każdemu, kto ma ochotę je przytulić, na włoskie zainteresowanie odpowiedziało głośnym śmiechem i odwzajemniło sympatię.
A Sardynia? Wrócę tam niedługo i wtedy moje wrażenia nie będą jak w połowie zatrzymany głęboki wdech. Dziś wciąż ten oddech biorę, ale wiem, że emocje za chwilę nieco opadną. Pozostanie ciężka praca, w której zaczynam się zakochiwać. Na razie mam przed oczami flamingi, palmy, niebieską wodę w zatoce przy plaży Poetto oraz roześmiane spojrzenia Włochów. Pamiętam smak pizzy z karczochami oraz muszle na wynos zjadane na wietrze (byle na plaży!). Chcę być częścią takiego świata. No to jestem.
CD zapewne nastąpi.

6 comments

  1. Serdeczne gratulacje Lidka!! Oglądam i czytam Cię od jakiegoś czasu i fajne, że na Ciebie trafiłam, bo fajnie na mnie działasz 🙂 Z korzyścią dla mojego syna Leona (10 miesiecy) 🙂 Spełniaj marzenia i niech Ci się szczęści 🙂

Leave a comment