LOVE JETLAG

9 grudnia 2014

#newchapter

9 grudnia 2014

stan GO POW

9 grudnia 2014
Zac: czapa – Finland
bluza – Czachor
kurtka – DidriksonsLidia: czapa – MamaMade
bluza – colorshake
kurtka – Didriksons

Mieszkam w Olsztynie. Sezon snowboardowy otworzyłam we Wrocławiu. W listopadzie. W centrum miasta. W starym browarze. Mistrz! Właśnie to jest zajawka na deskę.

 

 

Już nie pamiętam jak to się po kolei wydarzyło. NMD udostępniło wydarzenie, dodałam nawet do konkursu video nasz film z wąwozu – niech widzą ziomki, że Extremama też „kata”. Pojechałam odwiedzić rodziców do Opola. Będąc tam, grzechem (których się przecież wystrzegam!) byłoby nie zawitać do Wro. Zmobilizowałam więc tatę mego, nawet zapakowałam dechę do dzielnej Suzi i w sobotnie przedpołudnie ruszyliśmy na GO POW – all about snow – Festiwal Snowboardowy! Tata był niezbędny nie tylko dla towarzystwa, ale także gdyby strzeliło mi do głowy świrować na desce, Zac zostałby pod opieką dziadka. Logistycznie ogarnęliśmy całkiem dobrze. Nie zgubiliśmy się we Wro i dojechaliśmy jeszcze zanim konstrukcja jibbowa była gotowa.
Jeśli jesteś zajawkowiczem, nie potrzebuję Ci nic tłumaczyć. Wiem jednak, że nie każda mama dwulatka rozumie wyprawę na drugi koniec kraju po to, żeby pogapić się na obcych wariatów na snowboardach w ponurej urbanistycznej scenerii. Postaram się to opisać tak, żeby było jasne jak bardzo takie eventy dodają skrzydeł.

 

 

Po pierwsze organizatorzy GO POW to już nie małolaty. Dzięki temu rozmowa jest konkretna. Uczą się na błędach, jednocześnie mając najprawdziwszą frajdę z całego zdarzenia. Właśnie to sprawia, że GO POW jest autentycznym doświadczeniem snowboardowego świata. Można tam spotkać zarówno młodocianych snowboardzistów, jak i tych, którym pozostało już raczej sprzedawanie zajawkowych kolekcji ubrań lub sprzętu. Podczas festiwalu można było obejrzeć najlepsze snowboardowe filmy, wziąć udział w warsztatach z akrobatyki (Zac się załapał, hyhy), obejrzeć fajne buty, fajne deski i zwariować na punkcie snowboardu jeszcze bardziej. I o to chodzi.
Mój tata chyba nigdy na snowboardzie nie jeździł. Podczas GO POW tak się wkręcił w klimat, że gdy po zakończonych zawodach, prowadzący przekornie pytał publiczność „jak myślicie? Kto wygrał? Kto zdobył pierwsze miejsce?”, Juras wymachując rękami skandował „Zielonka!” 😀 😀 ha! Mój mały syn także bawił się przednio – ubijał śnieg dla zawodników, nawet całkiem fachowo, bo łopatą, oglądał z uwagą kolorowe wiązania Drake’a, poskakał na trampolinie, wypił gorącą czekoladę, zagryzając naleśnikiem, wyjmował flagi sponsorskie ze stojaków i domagał się trzymania go „do góry nogami”… Mój Mistrz!

 

 

Za każdym razem jak patrzę na wymiatających na deskach młodych ludzi, żałuję, że jak byłam nieco młodsza, nie ogarnęłam bardziej tematu snowboardu. Teraz zbyt dobrze potrzafię wyobrazić sobie konsekwencje niefortunnych upadków, nie chcę i nie umiem już ryzykować własnego zdrowia. Być może taki czas jeszcze nadejdzie. Jak wiadomo, najwięcej wypadków, kontuzji, zdarza się ze strachu i niepewności. Tak sobie to tłumaczę i „jaram się” uczestnicząc w GO POW jako widz, a potem zjeżdżając z górki mierząc siły na zamiary, rozgrzewając się przed wejściem na stok i planując jak by tu wyskoczyć w góry z jakimś sprawnym „bejbisitterem”.
To było totalnie zajawkowe rozpoczęcie sezonu! Potrzebuję takich kopniaków, zastrzyków endorfin i autentycznych klimatycznych przeżyć. To daje mi siłę, energię i rozwija moje kreatywne myślenie. Moja głowa to, w zależności od pory roku – lista działających wakeparków lub wyciągów narciarskich. Mega! Nie mam zamiaru tego zmieniać, bo to bardzo optymistyczny wyznacznik stopnia zwariowania.
Dziękuję organizatorom GO POW za profi  podejście i otwarte głowy.
Relacja video by JA CIE KRĘCĘTUTAJ
FOTY NASZE – TUTAJ
P.S. W końcu poznałam Snowboardowego Tatę! 🙂 howgh!

Leave a comment