Lista urodowych skarbów dla każdej kobiety, więc pokażcie ten tekst facetom – prezenty np. na Walentynki

25 stycznia 2018

Lekcja Mackiewicza

25 stycznia 2018

Blogosfera, to jest zaiste taka kure*ska branża

25 stycznia 2018

Parafrazując tytuł posta, który wpadł mi wczoraj w ręce, myślę sobie, że tak, to faktycznie jest dramat. Ale nie blogosfera sama w sobie, a dzisiejszy pędzący, zagubiony, zakompleksiony polski świat. Dopóki jesteśmy w tym kraju, w jakimś stopniu, na pewne zasady działania się godzimy. Zwyczajnie nie da się inaczej … No chyba, że komuś zależy na kopaniu, przepychaniu i łokciach pod żebrami. Jak ktoś tak lubi, to proszę bardzo.

Zgadzam się z tym, że blogerzy mieli być alternatywą dla dziennikarstwa, że mieli mieć niezależne świeże spojrzenie. Tacy wciąż mogą być. Także reklamując pralki. Jeden post to pralka, a drugi to niezależna rozkmina. Nawet wydaje mi się, że tak właśnie jest. Nie bronię nikogo. Jestem dziennikarką. Odkąd pamiętam. A blogerką? Hmmmm…. od 11-go roku życia pisałam pamiętnik. Taki z pachnącymi karteczkami i na kłódkę. Wcześniej prowadziłam zeszyty nazywane pamiętnikami, w których wpisywali się znajomi i koledzy, koleżanki ze szkoły (stąd zdjęcie główne tego posta, bo niedawno znalazł się jeden taki pamiętniczek). Blog powstał jak urodziłam dziecko, bo wcześniej prowadziłam vlog. I wiecie co? Właśnie w tym świecie, w tym medialnym chaosie, vlog dał mi poczucie bezpieczeństwa. Otworzył mi nieznane drzwi do niezależności. Odkąd zaczęłam dzielić się historiami w Internecie, zaczęłam sobie je układać, patrzeć na nie inaczej. Pewnie, że nie jestem i nie byłam obiektywna. Nawet dziś, gdy oglądam vlogi z czasu ciąży, oblewam się rumieńcem. Świat się zmienia i ja też. Dziś już pewnych tekstów bym nie powiedziała, pewnych emocji bym nie pokazała, nie mówiąc o emocjach towarzyszących porodowi, które widziało ponad 2 miliony ludzi na You Tube!

Spokój sumienia i poziom wkur*wienia jest indywidualnie uwarunkowany. Zależy od tzw „wyje*ki”. Zaiste przepraszam za te mocniejsze dziś słowa. Zdaje się, że w pewnych kwestiach należy wyrażać się językiem trafiającym i zrozumiałym dla czytelników 😉 Tadam! Otóż to! I tu przechodzimy do sedna. CZYTELNICY i WIDZOWIE. Nie byłoby blogosfery, gdyby nie oni, right? I nie byłaby taka ta blogosfera, jaka jest, gdyby czytelnicy chcieli czytać co innego, right? Otóż to. A co do sprzedajności, reklam i lokowania. Po pierwsze – każdy ma swoje sumienie i reklamuje to, co mu gra albo to, za co mu dużo płacą. To dziwne? Ani trochę. Kto dziś w Polsce zrezygnuje z intratnego kontraktu za reklamę parówek, depilatora czy podpasek, jeżeli wie jak wspaniale to usytuuje jego i jego bliskich. No bo fajnie jak się myśli w tym wszystkim o bliskich. Na szczęście do tych wartości się wraca, jeśli się od nich faktycznie odeszło. Reklamy są dla hajsu i chyba każdy wie jak istotny jest to czynnik.

Cudnie, gdy bloger czy inny twórca piszący znajduje czas na rzetelne teksty, z głębi serca, potrzeby duszy  lub wkur*ienia jakąś sytuacją. Autentyczność jest w cenie i warto ją pokazywać. Żeby nie zwariować. Bo łatwo się dziś zagubić w tym co jest fajne, w tym co jest faktycznie prawdziwe, a co narzucone przez czasy, sytuację, mamonę. Blog to pamiętnik, a nie magazyn publicystyczny. Blog to dom każdego blogera. Dlatego gospodarz może mieć w nim takie dywany i tak pomalowane ściany, jak chce. Jeśli komuś się to spodoba, przeczyta i zostanie u blogera na kawkę. Tudzież będzie wpadał regularnie. I fajnie. A jak kawa nie smakuje, to „nara”. I też spoko.

Blogosfera, mimo wszystko, ma klasę. Blogerzy się wspierają, spotykają i podnoszą poziom. Zdecydowanie nie jest to to, co było kiedyś. Zdecydowanie jest to biznes i zupełnie odrębna branża. Przepiękna i dynamicznie się rozwijająca. Rozumiem oburzenie autorki wspomnianego wpisu tym, że teraz każdy, kto ma profil na Insta jest blogerem. No cóż. Jeśli blog to pamiętnik, a ktoś na Insta czy fejsie zamieszcza swoja historię, to w sumie jest w tym sporo racji. Natomiast zaiste irytujące jest uwielbienie dla braku treści i zainteresowanie miałkimi komunikatami o niczym. Bo blog powinno się czytać jak dobra książkę, w którą można się wkręcić tak, że gdy się kończy, dopiero przypominamy sobie o otaczającym nas świecie. Wcale nie musi chodzić o identyfikowanie z autorem czy o przydatne społecznie treści (choć o to chodzi). Blog przecież nie musi być dla nikogo. To jaki będzie zależy tylko od autora, a ten może po prostu być zadufanym w sobie dupkiem.

Przybijam wysoką piątkę blogerom piszącym dobre teksty i tym, którzy na blogu dorobili się tak, że teraz nie robią nic innego, tylko czasem blogują. Każdy coach blogosfery ma swoje racje, bo każdy jest inny i trafi do innej grupy odbiorców. Będę bronić blogerskiego fachu i wciąż za największą wartość mojej internetowej twórczości, uważam blog – teksty pisane. Tymczasem mamy czasy video. To się dopiero zaczęło. Do tekstów wrócimy, z czasem. Teraz ma być multilevel’owo, 3D przynajmniej i niech wszystko się ze wszystkim łączy, networkinguje, wymienia. Podziwiam tych, którzy to projektują i się w tym „łapią”. Ktoś musi.

A każdy manifest, nerw czy frustracją mają rację bytu, bo powodują zmiany. Gdy się pojawiają, prowokują do działania. Z jednej lub z drugiej strony. No i myślenie. Każdy „opierdziel”, nawet jeśli pozornie niesłuszny, podlega analizie, bo „może jednak ma rację”? I o to chodzi. O opamiętanie i umiar. Oj jak ja uwielbiam umiar. To cnota dziś trudno osiągalna i wciąż w deficycie. Opamiętanie to takie uczucie, kiedy myślisz „nie no ja się z tego wypisuję”, „po co mi to?!”. Fajnie. Byle bez nerwowych ruchów i z głową. Bo najgorzej to wyjść na bardziej sfrustrowanego, zirytowanego i obrażonego, niż sytuacja tego wymaga. Nieprawdaż?

No i reasumując (bosz, cóż za słowo wyszukane!). Niech każdy robi to, co lubi, co chce, co mu sprawia radość i proszę nie siać toksycznego klimatu w chwilowym dołku zapewne spoowodowanym czymś zupełnie innym. Mnie też się przelewa co robią media, koledzy i koleżanki redaktorzy zapraszając do swoich programów w tv  coraz to „nowe wynalazki” i pojąć nie mogę dlaczego to tak działa. Wiem natomiast, że tam chodzi TYLKO o oglądalność. Nic więcej. Tu chodzi o czytalność, o odsłony i zasięgi. Teoretycznie KAŻDY sposób jest doby, nawet jeśli jest … hmmm… przemyślany i nie robi nikomu krzywdy. Bo na to ie ma akceptacji – na hejt, krzywdę innych, wytykanie palcami. „Wolnoć Tomku w swoim domku” i tego się trzymam. Tak jest wygodnie i przytulnie. No i bezpiecznie. Choć … hmmm… przecież dopiero wychodząc poza strefę komfortu zaczynamy żyć, tak? To może jednak warto się do kogoś przypierdzielić ? Tak dla zasady?! 😉

 

2 comments

  1. pani Lidio, przepraszam, że zupełnie nie na temat ale od dłuższego czasu chciałam zadać to pytanie – jakiej używa pani szminki? 😀 na insta na zdjęciach ma pani piękny odcień różowego, jest mega… pozdrawiam serdecznie! :))

    1. Hmmmm, mam konturówki różowe a pomadkę chyba sephora taki pink w NUDE. Nie wiem jaki odcień. Maluję całe usta konturówką a dopiero potem pomadka. Dziękuję.

Leave a comment