Akcja PUPA

7 stycznia 2018

11 sytuacji, które kocham (lub przynajmniej toleruję), choć kiedyś ich nie znosiłam

7 stycznia 2018

A nie wystarczy być po prostu fajnym?

7 stycznia 2018

O tym, co potrzebujesz robić i co mieć, żeby dziś wypłynąć … Pytanie skąd i gdzie… Bo może się okazać, że to, w czym pływasz to szambo i będąc w zgodzie z własnym sumieniem wypadałoby jedynie spłynąć kanałami. No i o sumieniu właśnie. O tym czy ono w ogóle ma dziś rację bytu.

Piszę bez żalu. Bo nie żałuję. Głupia bym była. A mam się za inteligentną. Choć naiwną. Ale to inna historia. Ta tutaj jest o tym, co jest potrzebne, żeby móc dziś funkcjonować, żeby zostać zauważonym, żeby móc pstrykać dobre zdjęcia i koniecznie publikować je w social mediach. No i żeby te zdjęcia miały dużo lajków. Jak najwięcej! To jest wyznacznik fajnego życia na odpowiednim poziomie. To jest warunek wzbudzenia zainteresowania.

Po pierwsze potrzebny Ci dobry telefon – ajfon iks najlepiej, ewentualnie 8. Wszystko, co poniżej tego modelu, jest już przestarzałe i gdy ktoś pyta „jaki masz telefon?”, należy odpowiedzieć np. „iPhone7, ale właśnie czekam na iksa”. Dla tych, którzy ze zrozumiałych i niezwykle poważnych ideologicznych powodów nie lubią „srajfonów” są „szajsungi” ileśtam. Podobno robią „wyczesane” foty i człowiek od razu staje się piękniejszy. To dopiero jest wyznacznik klasy – hejtować ajfona! Ha! 😉

No właśnie PIĘKNY CZŁOWIEK. Co świadczy o tej urodzie? Dobrze wykonany make up, odpowiedni filtr na Insta czy fotka z prowokującymi hasztagami #nomakeup i #naturalbeauty? Wiadomo, że o faktycznej urodzie świadczy liczba lajków lub followersów, zasięgi, odsłony, wyświetlenia.

A może PIĘKNY CZŁOWIEK to np. troskliwa mama, która nie mając czasu, żeby zrobić makijaż, nie mówiąc o manicure, spędza czas ze swoim dzieckiem? Czyta mu bajki, opowiada historie, mówi o uczuciach, jeździ z nim na rowerze, na łyżwach lub po prostu spaceruje po parku. Nie zrobiła mejkapu, wiec może sfotografować co najwyżej swoje stopy. Spoko, dobry kadr na stopy jej i dziecka plus ślady na piasku zrobi robotę. Twarz przecież nie wyjdzie zbyt dobrze, bo matka nie ma czasu na obróbkę i dobranie filtra. Cholera, po chwili okazuje się, że nie ma nawet czasu na opublikowanie zdjęcia. Otwiera aplikację na telefonie, po czym pochłonięta zabawą z dzieckiem zapomina, że miała „dokończyc posta”. Błąd!

Tak czy inaczej kwestia telefonu jest tu bezapelacyjna. Musi być. Nawet najlepszy aparat fotograficzny Ci go nie zastąpi. Jeśli nie zamierzasz cykać fotek, zawsze możesz sobie coś w telefonie pooglądać zamiast bez sensu rozmawiać z domownikami, którzy są akurat w domu. To, co jest blisko jest przecież maksymalnie nudne, znane, no i jest! Lepiej się przenieść do czegoś, czego się nie ma. Dobrze mówię? 😉

Pozostając w temacie Internetu… O co chodzi z tą liczbą fanów? Z tymi wyświetleniami i lajkami? Dlaczego niektórzy mają ich „w chu*”, a inni „jak na lekarstwo”? Ile pieniędzy na reklamę własnych postów trzeba wydać, żeby osiągnąć zadowalający poziom? Poziom czego? Nie uważam, że źle jest pokazywać się w sieci. Nie uważam, że to źle, że pierwsze źródło informacji na temat nowej osoby to Facebook. Brzydzę się jednak tym, że to, co widać w sieci to świętość. Niepodważalna jakość. Liczba lajków to wyznacznik profesjonalizmu i wartości na rynku. Takie czasy.

No i jakość. Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, sprawdza się zasada, że nie jest ważne co mówią, a ważne, żeby mówili. Tysiące, lub setki tysięcy idiotycznych, durnowatych, okropnych lub wcale nie śmiesznych filmików na You Tube lub na innych platformach notują coraz więcej odsłon. Pokazujemy sobie coraz głupsze rzeczy, cudze historie bez wartości, zawstydzające lub obrzydliwe treści, które zostają w naszych głowach. A skoro jeden głupi film ma taką oglądalność, to wiadomo, że to ogromna, i bardzo logiczna, motywacja dla kolejnych twórców „papki”. Na szczęście niektóre twory wartość mają (i się tak łatwo nie sprzedają). Właśnie … to kolejna pożywka/pomysł na treść – veto dla fałszu i gó*na w mediach. Głośne. Szczere. Z autentycznego obrzydzenia. No chyba, że obrzydzenie jest już takie modne, że właściwie nie wiemy czy jest nasze czy czyjeś. Ważne, że jest.

W ostatnich tygodniach gwiazdy, celebryci, osoby znane coraz częściej fotografują się, wrzucają na Insta Stories relacje ze swojego prawdziwego życia, pokazują się bez makijażu, mówią, że mają dosyć, że odpuszczają albo „robią swoje”. Że te wszystkie głupawe filmy i „puste lalki” to dno i nie powinno się tego promować. Łatwo powiedzieć. A co, jeśli ktoś jest „na dorobku”? (do czego?!) W którą stronę bardziej się opłaca spojrzeć? Hejtować sztuczny glam i płytki blichtr czy wejść w ten świat z pełną świadomością, że to plastik i to ten trujący?

Podobno „cel uświęca środki”, nieprawdaż? Celem jest HAJS. I choć sami dajemy się za niego pokroić i naginamy własne (jak się okazuje wątłe) kręgosłupy, to postawy innych otwarcie celebrujących życie nie przypadają nam do gustu. Mimo to, hejt nie jest już modny. Teraz to prostactwo. Dziś konstruktywna, w mniemaniu powszechnym, krytyka, to pokazanie „faka” sztuczności i/lub wypięcie tyłka na to, czego nie możemy mieć. To, de facto, zdrowe podejście, o ile nie jest tylko „pod publiczkę”. W końcu przecież celem i tak jest HAJS. Prowokacyjne treści są w cenie.

Co jeszcze trzeba mieć? Po kolei – dla każdego, coś modnego. Gospodyni domowa prowadząca bloga powinna mieć w domu termomix albo w kontraście specjalnie powiedzieć, że ona tego „nowoczesnego szajsu” nie używa, a będzie gniotła ciasto własnymi „ręcoma”. Tak jest w stylu slow life i tak robiły prababcie. brawo! Alleluja! Tak trzeba! Zawsze z ideą i kontra coś. Po co działać „po prostu”?!

Jeśli masz psa, przypadkiem nie fotografuj go w zwykłej czarnej obroży, ani szelkach takich zwykłych za dychę. Zamów spersonalizowane. Kolorowe albo z napisem. Inaczej w tym zdjęciu może nie być nic fajnego (bo przecież masz psa, żeby robić mu zdjęcia, right?). Nikt nie zwróci uwagi na jakiegoś niewylansowanego kundla … No chyba, że masz farta i pies spojrzy na Ciebie z litością (bo jak ma patrzeć widząc co wyprawiasz?). Wtedy ujęcie będzie bezbłędne. Zwierzęta na szczęście się bronią i najczęściej wychodzą na zdjęciach zaiste uroczo. Wychodzi na to, że skoro masz, telefon, miej też psa.

Pamiętaj, żeby przypadkiem nie zrobić sobie zdjęcia w słoneczny dzień w okularach bez brandu. Nie ma opcji na żadne sieciówkowe gadżety czy praktyczne szkła z marketu. Ma być wyraźnie widoczny drogi brand. Jeśli takich cudnych oksów nie masz, hmmm, to już lepiej, będąc na plaży, zrób zdjęcie pupy obklejonej piachem. Takie ujęcia zwykle wychodzą zacnie i przykuwają wzrok. Wielu widzów i różnej płci. A w sumie przecież tylko o to chodzi.

No i zdjęcia w domu – musi być biały. Do tego posprzątany i „dizajnerski”, ewentualnie wyraźnie i specjalnie retro 😉 Jeśli jesteś w tej grupie, którzy już się podśmiewują z tego, że tylko białe i jasne domy a’la Skandynawia mają rację bytu, zrób „bana” i pokaz swoją czarną łazienkę. Ma być kontra. Żadnych półśrodków. Umiar jest cnotą, ale nie sprzedaje się w mediach.

À propos dzieci, parentingu i tego, co naprawdę ważne. Tu mam duże doświadczenie. W końcu Zac jest filmowany i fotografowany na okrągło od zawsze. Pamiętaj, że dziecko ma być ubrane w lanserskie ciuchy, najlepiej polskich projektantów, najlepiej niszowych, bo głupio, żeby wyglądało jak wszystkie inne dzieci. Moim zdaniem dziecku na być przede wszystkim ciepło i wygodnie, ale sama stwierdzisz czy faktycznie widać to na zdjęciu 😉 Z doświadczenia wiem i widzę, że nie wystarczy z dzieckiem dobrze się bawić i cyknąć rozmazaną fotkę w ferworze zabawy czyli w ruchu. Dużo lepiej w rankingu lajków i zasięgów wypadają opuszczone dziewczynki w dużych wystylizowanych pokojach, na tle białego łóżeczkach, w modnych, przydużych sukienkach. Włosy mogą być potargane, bo akurat gładkie uczesanie u dzieci nie jest obligiem. Dzieci może być dwoje. Absolutnie nie powinny wyrywać sobie wzajemnie włosów z głowy, co najwyżej w akcie pieszczoty. Ze zdjęć ma bić szczęście i beztroska. Ewentualnie życiowa zaduma. Pamiętaj więc o świetle. To światło robi robotę. Na każdym zdjęciu. Poobracaj więc swoje dziecko w każdą stronę i powiedz mu, żeby ustawiło się tak, żeby „poczuć światło na twarzy”. Inaczej ze zdjęcia będzie kicha. Jak zacznie marudzić, możesz dziecku wytłumaczyć, że zarabia na kolejne Lego albo dużą lalę. No bo przecież nie na cudny wspólny spacer po szaro-burym jesienno-zimowym parku czy lesie. Pewnie, że piszę to z przymrużeniem oka. Jeśli chodzi o lans z dziećmi, każdy ma własne sumienie i własne granice i to faktycznie obszerny temat. Prawda jest taka, że dziecko można nauczyć takiego social mediowego lansu i wtedy rodzinne życie będzie prostsze i pełne społecznego uwielbienia 😉

Jeśli robisz zdjęcia jedzenia, sorry, ale ono ma wyglądać. Nie jak jakaś breja czy wysuszona podeszwa. Ma być soczyste, dobrze doświetlone, na BIAŁYM talerzu. Obok może być drewniana deska i jakiś gadżet/badziew/dodatek nawet pozornie niepasujący. Może być też jakaś oldskulowa łyżeczka albo element retro. Jak w kuchni babci. Na focie ma być harmonia, więc nie zapomnij o tym zasiadając do stołu. W przeciwnym wypadku, szama Ci wystygnie zanim znajdziesz odpowiednie akcesoria do obrazka. Nie robisz zdjęć jedzenia? Duże niedopatrzenie! Może przejdź się do lokalnej restauracji i zapytaj klientów, czy możesz cyknąć zdjątko ich talerzowi. O! Jeden dzień w knajpie i masz materiał na cały miesiąc!

Skoro mowa o zdjęciach martwej natury, to nie zapomnij o napisach – na karteczkach lub tablicy. No wiesz takie przesłania typu „Good morning” alb0 „Slow Life Lover” (właśnie wymyśliłam, to moje!) albo nawet „Baby, it’s cold outside”. Jeśli nie masz tabliczek, ani gotowych szablonów, …hmmm, napisz coś na kubku. Permanent marker powinien dać radę 😉 O! To dopiero będzie domowa stylówa! Kurcze, muszę wypróbować ten trick! No bo wiesz, nie możesz przecież w kółko fotografować tego samego kubka albo napisu. To jak z sukienką na balu. Raz założona i do szafy.

Żeby zgromadzić te wszystkie dobra i posiadać różnorodność stylizacji, kadrów, gadżetów, należy zapewne spędzać długie godziny na zakupach w sieci lub w stacjonarnych sklepach. Można też zamówić gotowce w Internecie (dając dobrze zarobić twórcom np. szablonów i tabliczek z napisami). Trzeba pamiętać o podstawowych zasadach – na przykład robiąc zdjęcie o poranku, jeszcze piżamie, najpierw zrób „make up no make up”, potargaj wtórnie włosy i dopiero cykaj. Przecież wiadomo, że najbardziej wiarygodna będziesz po wstępnej „obróbce”. Możesz ewentualnie nałożyć czarno-biały filtr. Zawsze jakoś go wytłumaczysz, a takie fotki są ładne. Najpierw więc dobrze się obudź i przemyśl sprawę. Nie, nie ma takiej opcji, że nie wrzucasz rano foteczki. To tak, jakbyś nie wstał w ogóle. Weź to proszę pod uwagę.

Prześledziłam popularność moich zdjęć i od lat sprawdza się reguła, że najbardziej lubicie foty, na których wyglądam jak lala, mam duże oczy i sexy włosy. Spontanicznie zrobione zdjęcia z Zachariaszem na desce czy podczas innych sportowych aktywności odnotowują dużo mniejsze uwielbienie. Nie liczy się wcale przesłanie i treść. Liczą się pozory. Takie to czasy. Chcesz być wysłuchany, najpierw zostań zobaczony. Ot co.

No i jeszcze pytanie, które zadaję sobie codziennie. Właściwie pada ono w mojej głowie bezwiednie. Czy naprawdę mnie to wszystko obchodzi? Czy ważne jest to co ktoś inny pomyśli i jak spojrzy na daną sytuację z mojego życia, choć w jego głowie jest ona wyrwana z kontekstu? Odpowiedź zależy od tego z czego żyję, na czym zarabiam i co się przekłada na sympatię ogółu. Nie da się być lubianym przez wszystkich, ale można być lubianych przez większość. Spełniając powyższe warunki, jest na to duża szansa.

Różne są drogi do sukcesu. Jedni są genialni w tym, co robią, a potem trafiają do mediów (wtedy jest hejt, że niby co ten kolo robi w mediach jako np. prowadzący, bo przecież on nie umie!?). Drudzy najpierw są w mediach, a potem zastanawiają się w czym są tak naprawdę dobrzy, bo bycie dobrym w mediach już nie wystarcza. No i są jeszcze trzeci, którzy bronią się przed mediami i rzadko się to udaje. One same w końcu i tak przychodzą. Można je wykopać, ale skoro celem jest hajs, to … nie można. Media dają popularność, a ta daje hajs.

Przez 13 lat współpracy z mediami nauczyłam się pływać na wakeboardzie, podszkoliłam warsztat pisarski, nauczyłam się robić zdjęcia, kadrować, montować (opowiadając montażem historię), filmować (tyle o ile), szyć ubrania (jest skil!), używać głosu, rozmawiać z ludźmi, wykonywać piękny makijaż, stylizować. Media stały się moim uniwersytetem. Dojrzałam, urodziłam dziecko, o którym umiem pięknie opowiadać i które motywuje mnie do codziennej pracy nad sobą. Nie boję się mówić (błąd!?), ale … boję się ludzi! Serio! Przez te lata zrozumiałam co jest ważne i że mój niezarządzalny temperament nie umie się nagiąć. Do fałszu, nieuczciwości, słupków oglądalności. Zwyczajnie nie chce mi się uczestniczyć w tej szopce. Chociaż … jak MUS to MUS.

Macie też tak, że im więcej wiecie, tym bardziej przeraża Was ta wiedza? Dużo wygodniej być głupkiem. Wtedy życie jest piękne! Prawość charakteru może być uciążliwa, a brak zgody na namiastki kamieniem u nogi. O to to to! Na to mogę się w sumie zgodzić. Trening z obciążeniem (koniecznie weź duży kamień) też jest dzisiaj w modzie. Nie zapomnij zrobić sobie fotki wisząc na bramce crossfitowej, z nogami podniesionymi do góry pod kątem prostym (z tym obciążeniem?). Mięśnie brzucha (od kuksańców w bebechy) i silny kręgosłup pomogą. Modne jest bieganie. Biegnąc zatem w codziennym wyścigu, poproś o głazy i kłody pod nogi – wysmuklisz łydki, kolana, a nawet uda. Jeśli upadniesz, nie martw się, pośladki mają być twarde, a jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz.

Wszystko zależy od tego jaki sport preferujesz i jak bardzo liczy się Twoja indywidualność. To co? – spływasz czy wypływasz? Jak mawia mój ulubiony reżyser Dżawor, i tu uważaj, bo to inspirująca złota myśl i klucz do spokoju sumienia 😉 – „Lepiej pływać w szambie, niż tonąć w krystalicznie czystej wodzie”. Trudno się nie zgodzić, nieprawdaż? Wybór, jak zawsze, należy do Ciebie.

 

 

2 comments

  1. Bardzo podoba mi się ten tekst. Lubię Twoje artykuły. Niektóre czytam po kilka razy i wracam do nich po czasie. Ale ale.. kiedyś zapamiętałam jedno – kręci (Noe pamiętam czy to było dokładnie to słowo) mnie jak mój syn wygląda jak dziecko Beckhamów… (mnie kręci jak moje dzieci wyglądają jak moje dzieci 😉 ) hmm jak to się ma do tego wpisu?

    1. hahahahahhahahaha, o bosz, chyba mialam jakies hormonalne zaćmienie 😉 a może zastój pokarmu? 😉

      Pewnie chodziło o to, że Zac jest taki śliczny 😉

      Masz pamięć jak słoń 😉

      Pozdrowienia <3

Leave a comment