Czy hedonizm jest zły?

28 czerwca 2018

Fiński (nie)porządek czyli rodzinne kulisy

28 czerwca 2018

Na tę historię czekaliście – oto jest.

28 czerwca 2018

’Tata niczego sobie’ – piszecie. 'Powiedz jak to z Wami bylo’ – prosicie. 'Po jakiemu oni ze sobą rozmawiają?’ – pytacie.

Już dawno chciałam Wam to wszystko opowiedzieć, ale chyba nie wiedziałam od czego zacząć. No bo gdzie jest początek tej historii, jeśli moje życie, odkąd pamiętam było podrożą, a skutki przyczyn dostrzegam wszędzie i zawsze od zawsze? Nooo, może od jakiegoś czasu rozumiem i czuję to wszystko nieco lepiej. Niech zatem punktem odniesienia będzie poznany w polskim pociągu Fin czyli spotkanie, po którym już nic nigdy nie było takie samo.

Był przełom lipca i sierpnia 2011 roku. Jechałam pociągiem z Trójmiasta do Szczecina na program 'Gra w miasta’ dla Polonii. W Trójmieście spędziłam mega imprezowy weekend, wiec w głowie jeszcze nieźle mi szumiało. Pociągiem jechałam razem z operatorem Pawłem, ktory w tej podrozy zrobił jedno jedyne zdjecie, które jest pamiątką tamtego spotkania (jest zaraz w tekście). Wiecie jak wyglądają polskie pociągi w wakacje? Sa zatłoczone, ludzie siedzą wszędzie, także na podłodze na korytarzu, koło toalet, w łącznikach pomiędzy wagonami. Tak właśnie było w tamtym pociągu.

Miałam ze sobą Fokę (czyli psa), skimboard, wakeboard, walizkę, torbę i plecak. Jedną z desek uderzyłam w głowę kogoś, kto siedział na podłodze i kto nic sobie z tego nie zrobił. Po chwili usłyszałam rozmowę po angielsku, więc moja uwaga wyostrzyła się, bo od 15-go roku życia, odkąd myślę po angielsku, interakcje z obcokrajowcami są mi w smak. Okazało się, że pomiędzy wagonami, na podłodze siedzi przecudnej urody stworzenie o surfersko przydługiej czuprynie, które spoglądając na mnie radośnie zagaduje wszystkich wokół. Wpadłam jak „śliwka w kompot” niemal natychmiast, choć chyba nie zdawałam sobie jeszcze z tego sprawy.

Podróż trwała 5 godzin i właśnie tyle rozmawialiśmy. (<— tu macie naszą pierwszą wspólną fotkę). Bez przerwy. O wszystkim. O podróżowaniu, o życiu w Finlandii, o moich butach, które były ładne, o moich zębach, które są bardzo białe, o Robinie Sharma, który mówi mądre rzeczy, o żeglowaniu. Kristoffer wracał z żeglarskiej wyprawy z grupą Niemców. Jechali do Szczecina na lotnisko, żeby wrócić do domu. Ja, na kacu, średnio przygotowana na spotkanie najlepszego 'ciacha w życiu’, nie miałam innego wyjścia, niż nie przejmować się i po prostu gadać, gadać, gadać. Usłyszawszy, że ten piękny chłopczyk ma 22 lata, zaczęłam szukać rozumu w głowie, bo sama miałam 28 …No taka wtopa – ładny taki, mądry, rozgadany, z energią, tylko, do cholery, młody bardzo. Trudno. Nie było odwrotu.

Nawet nie wymieniliśmy się numerami telefonów. Nie powiedzieliśmy nic na temat tego, co będzie dalej. Pożegnaliśmy się na dworcu w Szczecinie nie zastanawiając się czy jeszcze kiedyś się spotkamy. Teraz wiem, że on miał mega luz (bo zawsze ma), a ja ze strachu nie powiedziałam nic. Nara i tyle. Wiedziałam jak się nazywa, więc szukałam go na fejsbuku. Znalazłam, zaprosiłam do znajomych, okazało się, że to nie on. Znalazłam innego takiego. Tym razem trafiłam. Napisałam. Bez konkretów, ani zobowiązań. Odpisał. Zaprosił do Finlandii. Że niby wspinać się mamy po skałach i pływać na kajakach razem. Od tamtej pory nie było nic ważniejszego, niż rozmowy z nim, niż planowana podróż i te rozkminki. Śmiać mi się dzisiaj chce bardzo z tego jak mnie zbajerował wtedy. Nawet nie wiem czy zrobił to świadomie, czy sama chciałam, wiec tak w to weszłam. Wiem natomiast, że nigdy nie byłam fajniejsza, niż wtedy. Zaczęłam robić swoje, myślec czego chcę i dlaczego. Skumałam, że nawet najgenialniejsza myśl bez działania prowadzi do iluzji. Nie pamiętam wielu szczegółów, choć rozmawialiśmy cały czas. Przez Skype’a, przez telefon, przez FB. Przez 2 miesiace. Potem do niego poleciałam.

Skrócę Wam tę historię, bo pewnie o każdym naszym spotkaniu można by było napisać osobny rozdział. Każda rozmowa miała ciekawy wątek i niosła ze sobą pomysł na życie. Cudne to było. Miałam dla kogo żyć i było mi z tym dobrze. Za pierwszym razem zgubiłam w podróży komputer, taka byłam przejęta. Jego rodzice i rodzeństwo przyjęli mnie wspaniale. Zero stresu. Zyskałam nowy dom. On odrabiał służbę wojskową w ośrodku wczasowym w centralnej Finlandii. Byliśmy tam razem. Miesiąc pózniej poleciałam znowu. Teraz wiem, że właśnie wtedy zaszłam w ciążę. Podczas drugiej wizyty! Wtedy nie wiedziałam. Pracowałam w Polsce w telewizji. Latałam do Kri do Finlandii. Wkrótce poleciałam po raz trzeci. Potem, na święta popłynęłam promem, bo zabrałam Fokę. Na miesiąc. Szukałam pracy w Finlandii. Byłam pewna, że chcę spędzić życie z tym gościem.

Spędziliśmy z Kristofferem kilka dni w Laponii, gdzie, choć było cudownie, miałam ochotę zamordować zarówno mojego ukochanego już chłopaka i wszystkie spotkane na trasie renifery. Byłam non stop zła, było mi niedobrze, a w Laponii było cały czas ciemno. Okropieństwo. Wiedzieliśmy oboje, że coś dziwnego jest na rzeczy, że długo tak nie pociągniemy, ale ciąża nie przyszła nam do głowy tak od razu. Przecież od dawna nie mogłam zajść w ciąże jeszcze z poprzednim partnerem. Tymczasem, gdy w końcu nasikałam na pasek z plastikowym ekranikiem i wyświetlił się napis Raskaana czyli Gravid 3+, który oznaczał, że jestem w ciąży i to przynajmniej w 4-ym tygodniu, odetchnęliśmy. Roześmialiśmy się i wszystko było OK. Informację trzymaliśmy w tajemnicy do czasu aż wróciłam do Polski i poszłam do mojego zaufanego lekarza.

Ja byłam w Polsce, przyszły tata w Finlandii. Były plany na rodzenie w tym drugim kraju, ale w 4-ym miesiacu ciąży Toffe przyleciał do Polski i się rozstaliśmy. Jednego dnia. Tak po prostu. Wkurzało mnie wszystko – jego glos, idiotyczne w moim mniemaniu prezenty, nieprzygotowanie psychiczne do roli ojca, nieudolne organizowanie naszego przyszłego rodzinnego życia, no i ta akcja z zaręczynami … Wtedy czara się przelała. Oświadczyny na żywo w programie telewizyjnym 'Kawa czy herbata?’, planowanie tej 'szopki’ przez kilka tygodni, w tajemnicy przede mną, w komitywie z moimi koleżankami …  Przeginka. W telewizji byłam 'grzeczna’, poza studiem Fińczyk zebrał opierdziel i zamknął się w sobie. Tak w skrócie. Miałam dosyć niezrozumienia. Potrzebowałam czuć się bezpieczna. Bezpieczeństwo miałam w Polsce, z przyjaciółmi. Miesiąc pózniej poleciałam do Finlandii ostatni raz powalczyć o naszą rodzinę. Nie udało się. Zdecydowaliśmy, że lepiej nam będzie osobno, żeby nie narobić syfu. Obiecaliśmy sobie być w kontakcie. Na pewno mówiłam wtedy rożne rzeczy i była we mnie jakaś pretensja, bo przecież, w moim mniemaniu, należało mi się specjalne traktowanie, a on niczego nie ogarniał. Teraz patrzę na to inaczej. Wtedy zaczęła się cała rewolucja, albo raczej ewolucja.

Dzięki vlogowi dla portalu Siostra Ania, czułam się bezpieczna. Robiłam filmy o tym, co było dla mnie najważniejsze, zarabiałam na życie i mogłam skupić się na sobie. Idealnie. Życzę takiego spokoju każdej przyszłej mamie. Nie byłam sama – miałam przy sobie przyjaciółkę i przyjaciela, z którym potem urodziłam Zachariasza. To był wyjątkowy czas, w którym tata Zachariasza nie uczestniczył. Dlatego rozumiem, że potem nie czuł się ojcem. Tzn on niby się poczuwał, ale mnie irytowało wszystko, co robił. I choć mówiłam, że wkurza mnie jego bierność, dziś wiem, że to było nadzwyczaj mądre, choć przypadkowe. Dzięki temu, że on się nie wtrącał, a ja robiłam swoje, dziś nie wiszą nad nami żadne niedomówienia, nasze dziecko nie pamięta kłótni, ani nieporozumień. Bo ich nie było. A my byliśmy w sumie zadowoleni żyjąc po swojemu. Osobno.

Oficjalnie, w dokumentach Zac jest tylko moim synem, bo w Polsce, jak wiecie, co chwilę potrzebny jest podpis dwojga rodziców. Jako samodzielna mama nie muszę szukać taty, gdy idziemy na badania, do szpitala czy wyrabiamy paszport. Nie mam przydzielonego fińskiego 'socjalu’, tata przesyła ile może, a gdy potrzebujemy dodatkowego wsparcia, proszę o nie. Potrzebowałam się tego nauczyć. Zawsze wiedziałam, że powinnam liczyć przede wszystkim na siebie. Taka samodzielność ekstremalna nie jest dobra, ale dobrze wiem to dopiero teraz. Człowiek, szczególnie rodzic, uczy się w praktyce. Inaczej się nie da.

Do tej pory Zac spotkał się z tatą kilka razy. Na pewno zbyt mało. Z drugiej strony, oboje potrzebowaliśmy dojrzeć do statusu tej relacji i poczuć co jest naprawdę ważne. Nigdy nie było między nami agresji, choć moja alergia na wszystko, co fińskie przybierała rożne formy. Miewałam 'tych wszystkich dziwolągów’ serdecznie dość. Z całą pewnością mówiłam rzeczy, których nie powinnam przy dziecku nie zdając sobie sprawy z tego, że to wszystko ma znaczenie. Teraz wiem i odkodowuję to, co mogłam zepsuć. Opowiadam, tłumaczę, wspieram. Wiem, że jeśli coś zepsuliśmy, to razem i nie ma w tym niczyjej winy. A raczej pole do popisu.

Mniej więcej gdy Zac miał dwa lata, poczułam chęć walki raz jeszcze. Polecieliśmy do Finlandii najpierw na tydzień. Potem na miesiąc. Nawet przez chwilę coś znowu iskrzyło, ale potem się zmyło. Nie rozumieliśmy jeszcze o co nam chodzi i szkoda nam było czasu na wychowywanie się nawzajem, kiedy osobno mamy tyle fajnych rzeczy do roboty. Rozstaliśmy się w zgodzie. Na długo. Zac widywał tatę średnio raz na rok.

Dziś tata Zachariasza i ja jesteśmy kumplami, ale nie takimi, którzy z wielką chęcią spędzają razem czas z własnej i nieprzymuszonej woli. Łączy nas Zac i analizowanie wielu procesow z życia, zachowań ludzkich oraz konsekwencji zdarzeń. Może nawet jesteśmy zbyt podobni. Dlatego się wzajemnie irytujemy. A może to ja tak na to patrzę? Nie widzę już w nim tamtego radosnego surfera z pociągu. Pamiętamy za to co było dla nas ważne kiedyś i wiemy co jest ważne teraz. Jesteśmy z innych światów, a jednak łączy nas swoiste 'odgięcie’ od normy. To, co kiedyś mnie w nim denerwowało, dziś niejednokrotnie widzę w Zachariaszu. Uczę się kochać cechy, których nie pojmuję i godzę się na to, że nie wszystko jest dokładnie tak jak chcę, bo Zac jest odrębną istotą, która ma swoją wolną wolę. No i jest facetem, a do tego półFinem. Został poczęty w Finlandii i wszystko, co działo się w moim życiu przed tym faktem, w trakcie, w czasie ciąży, jest w nim. To był, mimo wszystko, najszczęśliwszy czas w moim życiu. Nikt mi go nie zepsuł. Sama go nie zmarnowałam. Wsłuchałam się w moje dziecko, zanim usłyszał je świat. Dlatego Zac jest taki, jaki jest.

Zac za chwilę skończy 6 lat i od mniej wiecej 2-óch lat ma silną potrzebę wizualizacji swojego prawdziwego taty. Dlatego zaczęłam bardziej o ich kontakty zabiegać. Miały na to wpływ wydarzenia w naszym życiu w Polsce, ludzie, których spotkaliśmy, nasze doświadczenia rodzinne oraz rosnąca samoświadomość Zachariasza. Nigdy nie chciałam być dla mojego syna zarówno mamą, jak i tatą. Jakiś czas temu zrozumiałam też, że nie mogę być matką wszechmogącą, bo skrzywdzę go nieprawdziwym spojrzeniem na kobiety. Mówię mu więc prawdę. Prostymi słowami. Spokojnie. Opowiadam. Tłumaczę. Weryfikuję.

Zachariasza tata i ja mamy swoje zajęcia, każde z nas prowadzi ciekawe życie, spotyka wielu ludzi, zaskarbia sobie sympatię. Nie ma w naszym życiu miejsca na walkę, na dopatrywanie się winy, na roztrząsanie spraw nieistotnych. Toffe twierdzi, że jestem najlepszą matką dla jego syna i kilka razy mi za to dziękował. Dlatego jest dobrym tatą, dlatego będzie jeszcze lepszym. Znacie tę teorię, że ojciec najwięcej uczy własne dzieci właśnie poprzez relację z ich mamą?. Toffe, nawet, jeśli go nie ma przy nas codziennie, przekazuje synowi dużo spokoju. Cała nasza fińska rodzina daje nam spore poczucie bezpieczeństwa, które doceniam każdego dnia. Nauczyłam się żyć sama i choć sama żyć już nie chcę, te finskie dziwności mnie nie przekonują, gdy jestem tu długo. Dlatego nie robimy nic na siłę.

Gdy Zac ma kontakt z tatą, dziadkiem, babcią lub innymi członkami fińskiej ekipy, która jest spora, ja się nie wtrącam. Często spełniam rolę tłumacza, ale mój dzielny smyk radzi sobie bardzo dobrze sam. Nie zniechęca go bariera językowa, chętnie powtarza słowa w innych językach, pomaga sobie gestami. To dorośli miewają problemy, bo potrzebują słów, aby zrozumieć. W związku z tym, że Zac dopiero niedawno zaczął mówić po polsku, dobrze byłoby nie mieszać mu w głowie szwedzkim. Wystarczy angielski, jako drugi język. Tymczasem szwedzki pojawia się niezależnie. Nasi Finowei są szwedzkojęzyczni, ale na szczęście wszyscy mówią po angielsku. Zac naturalnie przyswaja tu wszystkie sposoby komunikacji, różne języki. Słucha bajek po szwedzku, powtarza słowa przydatne w codziennych sytuacjach, pyta jak coś opowiedzieć, żeby np. dziadek zrozumiał. Choćby dlatego, w celu jego rozwoju i przyswajania nowych umiejętności językowych fajnie będzie tu przyjeżdzać częściej.

Przed chwilą rzucil mi się na szyję, bo właśnie przyjechał kuzyn i kuzynki, troje wujków oraz ciocie … Widzę, że dzieci zostały przez rodziców przygotowane, że wiedzą 'o co kaman’, rozumieją, że Zac mówi w innym języku, że ma dobre intencje, że jest z tej samej bandy. No kochani są wszyscy bardzo. I bez względu na to jak bardzo różnimy się między sobą z racji odmiennych kultur oraz jak bardzo dziwi nas nasze wzajemne zachowanie i reakcje w różnych sytuacjach, jesteśmy rodziną. I właśnie to czuje tu Zachariasz. Rzucając się wszystkim na szyję, jest u siebie.

 

13 comments

  1. Masz takie lekkie pioro ze uwielbiam Cie czytac:) w fajnym swietle opisalas wasza rodzinna historie..bez nienawisci wzajemnego oibwiniania…mali kto tak potrafi podejsc do sprawy…Toffe ma racje ….Jestes bardzo madra kobieta a Zac z tego korzysta i rosnie na super goscia:)on czuje ze jest u siebie i jest Kochany:) powodzenia s dalszym darzeniu do celu:*

  2. Śledzę Twoje poczynania odkąd 4 lata temu zaszłam w ciąże. Najpierw w vlogu Siostra Ania po kilkanaście razy oglądałam każdy odcinek o Twoich tygodniach ciąży, potem pierwszy rok Zachariasza. Czytam wszystkie Twoje historie opisane na blogu. Jesteś mi bardzo bliska, choć tak na prawdę wcale się nie znamy 🙂 – a szkoda. Jestem pełna podziwu dla Ciebie, dla tego jak dzielnie radzisz sobie z wychowaniem Zaca. Będąc sama masz ciągły czas dla syna, czas na swoje hobby, na pracę itp. Ja nie potrafię się tak zorganizować 😩. Podziwiam też Wasza relacje z Kristofferem. Rzadko zdarza się by w takiej sytuacji być dla siebie nadal wsparciem, by potrafić ze sobą rozmawiać i na wzajem się akceptować! To świetna wiadomość! Super, ze Zac ma kontakt z tatą! Trzymam za Was kciuki i obiecuje dalej śledzić Wasze losy! Wspieram duchowo! Ściskam i Pozdrawiam!!!! 😘😘😘

  3. Mega ukłon w Pani stronę. Jednak dalej uważam, że wygladacie w trójkę świetnie. Piękna rodzinka.

  4. Absolutnie nie broniac K. … ale 6 lat roznicy miedzy Wami w tamtym czasie to przepasc jezeli chodzi o kwestie dojrzalosci emocjonalnej, on 22 czy 23 latek strasznie mlodziutki chlopak, nie dziwi mnie ze byl zagubiony, nie umial sie ogarnąć i stosowanie zachowac do sytuacji, bo w sumie troche mogl byc no troche „dzieciak” jeszcze. generalnie kobiety dojrzewają szybciej, a u was jeszcze ta roznica wieku w tamtym czasie. wydaje sie ze teraz K. osiagnal ten poziom swiadomosci i dojrzalosci jakiego Ty potrzebowalas i „wymagalas” od niego wtedy ;). P.s. mimo wielu meandrow pieknie ta Wasza wartka rzeka plynie

  5. Nic a nic tez sie nie dziwie, ze Ci zawrocil w glowie;). Nadal bardzo przystojny z noego meżczyzna. Oj moze sie podobać może 😉

Leave a comment