Rowerowy Zac czyli jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz

10 maja 2016

Deski, psiaki i dzieciaki czyli surfstajl dla każdego.

10 maja 2016

Autyzm, ADHD, a może INDYWIDUALIZM czyli nie róbcie z niego debila.

10 maja 2016

„Wie pani…, Zac dziś ugryzł kolegę …”, „nooo, dziś Zac popychał i pluł…”, „ojjjjejej, dzisiaj uderzył koleżankę łyżką w głowę i dostał karę” … Kiedy indziej „ale on jest ogarnięty”, „patrz, jaki on jest grzeczny, jak słucha”, „bardzo ładnie się dziś bawił z dziećmi na placu zabaw”, „on wszystko rozumie” … To o tym samym dziecku, moim dziecku. Z różnych źródeł. I bądź tu matko mądra.

Jestem. Mam intuicję, obserwuję, znam mojego syna. Chcę, żeby funkcjonował w społeczeństwie, nawet jeśli w przyszłości zdecyduje, że woli mieszkać na Księżycu. Jednocześnie nie zmuszę go, żeby się podporządkował nudnym normom bardziej, niż to konieczne, bardziej niż dyktuje mi instynkt samozachowawczy. Nie dam się zwariować, choć chwilami ocieram się o obłęd w zmęczeniu i stresie. Taka jest cena moich wyborów, świadomych decyzji, jednak opartych na przeczuciu i przeświadczeniu, że robię właściwie. To największa siła matki, siła rodzica, więź i bliskość.

Zachariasz The Brilliant - Extremama

Zac biega. Bez przerwy. Wszędzie czuje się dobrze. Natychmiast zawiera znajomości z obcymi ludźmi. Śmieje się głośno, wygłupia, kombinuje i wariuje. Gdy czuje się źle, sygnalizuje to wyraźnie ruchem, opowiadając tym swoim „dialektem” i pokazując która część ciała go boli. Choć jeszcze nie używa sprawnie mowy, takiej znanej nam dorosłym i przez nas od razu rozumianej, są ludzie DOROŚLI, z którymi znajduje WSPÓLNY JĘZYK, dosłownie. To nie są moi bliscy znajomi, ba! to często ludzie, których imiona poznaję dopiero jak przychodzę zabrać Z do domu po kilkudziesięciu minutach wspólnej zabawy np. na terenie wakeparku. To JEGO znajomi. Zac ma szeroko otwarte oczy, stroi miny, wie jak mnie ugłaskać, zna siłę swego rozbrajającego uśmiechu. Biega potrząsając głową na boki, bo lubi jak mu powiewają włosy, specjalnie się przewraca, bo nie boi się upaść, a lubi wstawać. Udaje psa, bo kocha zwierzęta i potrafi być wobec nich delikatny. Rozumie, że zareaguję na KAŻDY jego płacz, jęknięcie, krzyk. Zdarza mu się to wykorzystywać. Wcale mu się nie dziwię. Złośliwość? Nieee, spryt i inteligencja.

Moje dziecko jeździ ze mną po Polsce, czasem po Europie, mamy w planach kilka ciekawych wypraw. Ostatnio znowu rzadko chodzi do przedszkola. Uwielbia bawić się z dziećmi i wykorzystuje każdą okazję, żeby nawiązać kontakt z innymi szkrabami. Gdziekolwiek. Choć nie wymawia wyrazów, komunikuje się. Jego intencje są coraz lepiej rozumiane przez nowe osoby. Ja rozumiem go bez słów. Widzę go i wiem czego mu trzeba.

Zac potrzebuje bliskości, indywidualnego podejścia, uwagi. Jego pomysły są niestandardowe, choć śmiem twierdzić, że większość dzieci zadziwia dorosłych swoim rozumowaniem i geniuszem. Wystarczy dać im szansę i posłuchać, popatrzeć, zobaczyć potrzeby oraz pojąć logikę. Być może „problem” Zachariasza polega na tym, że gdy funkcjonuje w standardowym otoczeniu, jakim jest przedszkole, apetyt na życie ma niemal jak Armstrong albo chociaż kochany, dziwak przecież, Cejrowski. Swoją drogą, Zac uwielbia chodzić boso, choć miewa takie dni, kiedy obsesyjnie pragnie założyć skarpetki. Uwielbia też chodzić w czapce na głowie i zdarza mu się w upał założyć grubą wełnianą surferską czapę. Cóż zrobić?…, jego ekstrawagancja skądś się bierze 😉 Czy to chore? Otóż nie.

Po wielu przykrych słowach, stresujących rozmowach i przemyśleniach, już wiem. Z nim jest wszystko w porządku. Nie jest bardziej autystyczny lub bardziej nadpobudliwy, niż ja. On jest dokładnie taki, jak ja. Logiczne i oczywiste. Jesteśmy razem niemal bez przerwy. Nie ma dla nas absolutnie nic bardziej kojącego niż wspólny uścisk, objęcia, ciepło ciała. I wcale nie jest tak, że on jest jak przyrośnięta huba, a ja męczę się z nim, jak z pasożytem. To symbioza. Zac jest raczej tym małym ptaszkiem, który mieszka na nosorożcu i ostrzega go o niebezpieczeństwach, jednocześnie wyżerając mu ze skóry robale. Protokooperacja* – oto jak fachowo się to zjawisko nazywa i jest to adekwatny termin, bo choć kochamy nasze oddziaływanie, to jesteśmy w stanie funkcjonować oddzielnie. Tylko po co?

Zac the Brilliant - Extremama

Dzieci znają to, co im pokażemy. Wiedzą jak się zachować w sytuacjach, na które je eksponujemy, lubią jeść to, co jedzą w domu i przyzwyczajają się do okoliczności, w których spędzają czas. Mój syn nie ma matki, która pracuje o stałych godzinach, ani ojca, który jest ostoją i daje poczucie bezpieczeństwa. Zac nie sypia w swoim, osobnym łóżku i nie doświadcza odosobnienia. Widzi jak się denerwuję, jak mnie boli brzuch, jak nie chce mi się mówić ze zmęczenia, jak zasypiam przytulając go wieczorem. Obserwuje mnie, gdy biegam, jeżdżę, organizuję, sprzątam, gotuję, układam, piorę, …, nie siadam. Dlatego on też nie siada. To nasze wyzwanie – ostatnio uczymy się siadać i robić cokolwiek w jednym miejscu. Doskonale rozumiem jak bardzo go to męczy, bo ja nie mogę spokojnie usiedzieć nawet minuty. Gdy siedzę, mam wrażenie, że czas przecieka mi przez palce. Pewnie, że gdy trzeba, potrafię się skupić. Gdy trzeba i gdy chcę. Zac ma dokładnie tak samo. Jego „trzeba” jest jednak nieco inne, niż moje. Jest w końcu inną osobą, drugim człowiekiem. Małym mężczyzną. Potrafię zrozumieć jego frustrację i złość, gdy na coś mu się nie pozwala. Tłumaczę mu wtedy co się dzieje i dlaczego. Używam prostych słów, upewniam się, że mnie słucha i dobrze słyszy. Mam wrażenie, że nie jest to diametralnie inne od tego jak frywolne, rozbrykane lub nieznośne bywają „normalne”, zdrowe dzieci.

Społecznie uważa się, że samotna matka na pewno nie ogarnia wszystkiego, że z tą rodziną na pewno nie może być wszystko w porządku, bo tak dobrze wszystkiego zorganizować się nie da. Przecież to niemożliwe, że tak dużo się śmiejemy, że cieszymy się każdym dniem i każdą wspólną chwilą. Tak nie wygląda życie … Czyżby? Nasze wygląda. Choć zdarzają się w nim gorsze momenty, nie maltretujemy się nimi i szybko radzimy sobie w trudnych sytuacjach. Taki mam charakter. Dlatego jestem dumna z tego, że choć Zac nie ma wielu rzeczy, które w życiu dziecka w jego wieku są standardem, w zamian dostaje mnóstwo innych wartości i doświadczeń. Przecież nie wszyscy musimy być tacy sami.

Chodzimy z Zachariaszem do poradni psychologicznej. Mamy szczęście, bo choć do tej pory nie trafiliśmy na odpowiedniego logopedę, całkiem dobrze porozumiałam się z panią psycholog. Dlaczego zdecydowałam się na badania diagnostyczne? Z ciekawości. Po drugie, wiem, że mój syn jest wyjątkowy i lubię się nim chwalić, szczególnie wiedząc, że ktoś będzie nasze oryginalne życie analizował. Wiecie nie od dziś, że ROZKMINKA to moje drugie imię 😉 Zachariasz bardzo szybko poczuł się w poradni jak „u siebie”. Wchodząc tam, zdejmuje buty i ma swoje ulubione zabawki. Chętnie idzie z psycholożką do gabinetu. To nie koniec naszych spotkań w poradni, ale pierwszy etap diagnozy już skończyliśmy. Jesteście ciekawi WERDYKTU? 😉 Cytuję „niczego nie stwierdzam, niczego nie wykluczam”. Ha! Oburzacie się pewnie teraz, mówiąc „cóż to za fachowiec za dychę?!”. Ja nie narzekam. To tylko potwierdza moje obserwacje i mój sposób myślenia. Pani psycholog szybko dodała, że metody badania małych dzieci polegają na porównywaniu ich do innych, więc, co zrozumiałe, w przypadku Zachariasza, jest sporo różnic i, nazwijmy to, opóźnień. Z drugiej strony, tempo, w jakim się uczy, powtarza nowe rzeczy i adaptuje się do nowych okoliczności, jest imponujące. Doszłyśmy do wniosku, że przyda się nam indywidualny opiekun. Taka osoba, która będzie z Z w przedszkolu, która nie będzie mu przeszkadzała, gdy wszystko będzie OK, ale która pomoże, gdy sytuacja będzie tego wymagała. Szczególnie chodzi tu o zajęcia z użyciem podręczników, do których Z nie ma cierpliwości. To taki CIEŃ przedszkolaka. Żeby szybko uzyskać taką pomoc, trzeba udać się do psychiatry i należycie przedyskutować sytuację. Jedyną opcją, kiedy dziecko szybko dostaje maksymalną pomoc, jest diagnoza, która brzmi jak wyrok – AUTYZM. Podobno u małych dzieci, często lepiej nie stwierdzać jednoznacznie jak bardzo są opóźnione lub upośledzone, lepiej je obserwować i im pomagać. Tu się zgadzam. Szkoda, że aby to miało miejsce, trzeba im zdiagnozować te okropną przypadłość na „A”, która od razu źle się kojarzy i dla wielu oznacza koniec świata. Nie wiem czy z tej pomocy skorzystamy, bo aktualnie Zac uczęszcza do przedszkola „w kratkę”, a taki osobisty „cień” miałby mu towarzyszyć właśnie tam. Co ważne, każde przedszkole, także prywatne, powinno takie dziecko z „cieniem” przyjąć i pozwolić mu funkcjonować w grupie. W końcu po to jest z nim osobisty wychowawca, żeby ancymon nie powodował zbędnego zamętu. Na razie wspomniałam w naszej placówce, że może będzie taka potrzeba. Jak myślicie, jaka była reakcja? …. „Nie wiemy czy my w ogóle możemy przyjmować dzieci z takimi papierami”. Zatem zobaczymy. Wedle mojej filozofii, że NIC NA SIŁĘ, na pewno znajdziemy dobre rozwiązanie.

Zac jest indywidualistą. Moim małym geniuszem. Zaskakuje mnie tym jaki potrafi być opanowany lub jak idealnie obrazuje moje chwiejne nastroje. Jego braki są lustrem moich. Wiecie ku jakiej diagnozie skłaniam się ja? Wobec mnie samej oczywiście. Będę bardziej konkretna, niż pani magister. Ciężki przypadek autystycznie zadufanej we własnych przekonaniach przewrażliwionej lanserki, namiętnie korzystającej ze swojej nadpobudliwości ruchowej i czujności emocjonalnej, które objawiają się hedonistyczną ciekawością świata i miłością do dziwactw. Debilka? Wariatka? Oryginał.

 

  • Btw nawet fakt,że protokooperacja w przyrodzie dotyczy różnych gatunków ma tu zastosowanie, jeśli pamiętać o tym, że mężczyźni w naszym kobiecym mniemaniu dalece odbiegają od wielu, przyjętych przez nas kobiety za oczywiste, norm. Są więc niczym inny gatunek – sorry guyyyzzz 😉

 

10 comments

  1. Lidio, pięknie napisany post.
    Przypuszczam, iż wiem ile stresu Cię taka sytuacja kosztuje. Trzymaj się dzielnie i nie daj się zwariować byle biurokracji.
    Pozdro dla Zaczka , choć nigdy go nie widziałam:)

  2. Lidio, Ty i Zachariasz przeszliście ze mną przez cały okres ciąży oraz jesteście ze mną teraz, kiedy mój Skarb rośnie z tygodnia na tydzień. Obejrzałam każdy filmik z Wami i chociaż Was nie znam, to pamiętam każdy moment życia Twojego Zaczka i czuję do niego ogromny sentyment, szczególnie teraz, kiedy patrzę nie na niemowlaczka, ale na super chłopczyka 🙂 trzymajcie się cieplutko i dziękuję za wszystkie tygodnie spędzone z Wami :))

  3. Grunt to trafic na madrych pedagogow w przedszkolu. Moze sprobujcie z przedszkolem Montessori.Pozdrawiam!

  4. Ostatnio przeczytałam takie oto stwierdzenie: „widzisz że ktoś wychowuje swoje dziecko inaczej niż Ty? zachowaj się w następujący sposób 1) spójrz na koniec własnego nosa, 2) pilnuj go!” Tą zasadę radzę zachować tym co porównują nasze dzieci do innych, tych „normalnych”.

  5. Witaj Lidio i Zachariaszu śledzimy Wasze losy juz od dawna,najpierw poprzez filmiki na vlogach a teraz blog i czasem zaglądamy na fejsbooka co tam u Was słychać.Świetnie piszesz świetnie konstruujesz teksty jesteś super pozytywna Mama z pasją i niesamowicie kochasz swojego synka podobnie jak ja mojego dwulatka;)ostatnio nawet Cię mijalismy ale nie miałam odwagi zagadać i powiedzieć że oboje z Zachariaszem bardzo nam imponujecie i uwielbiamy podglądać Wasze losy.Jesteście super!!!pozdrawiamy Was serdecznie i czekamy na kolejne wpisy

  6. Pięknie napisane! Ja również uważam, że inność mojego Szkraba jest piękna. Buntowałam się na dźwięk tego słowa na „A” i zastanawiałam się miliony razy i na setki sposobów, co to dla nas w praktyce oznacza. Przeszłam całą długą drogę, by dojść do punktu wyjścia – to nie oznacza nic więcej ponad to, co już wiedzieliśmy wcześniej. Mój Syn nieco inaczej odbiera ten świat i my w tej inności będziemy sobie iść przez życie, równocześnie podganiając w tym, co trochę nie dorasta do poziomu rówieśników 😉

    Trochę Pani nie zazdroszczę reakcji szkoły – u nas była bardzo otwarta, ze wskazaniem na cele i środki, przywołaniem posiadanych doświadczeń. I to w placówce państwowej, ogólnodostępnej. Jeśli spotkała się Pani z sugestią pracy z asystentem-cieniem, to chyba należy w tym wszystkim trochę się uprzeć i wyraźnie ubiegać. Nie wiem, na ile jest Pani zorientowana w formalnościach w tej sprawie – ja mogę opowiedzieć, jak mi sprawę wyjaśniła moja Pani Dyrektor (oczywiście, to pewnie w dużej mierze zależy od procedur w danym samorządzie).

    Pierwszy raz jestem na blogu i z przyjemnością będę go czytać, bo widzę historię kogoś, kto ma bliskie mi doświadczenia.

  7. Lidia -ciężka jest droga matki dziecka indywidualisty kontekście szkolnym. Ale Ty masz te cechy,które powinnaś mieć aby wierzyć swojemu dziecku i w swoje dziecko bez presji otoczenia. Ja z Domkiem przeszłam gehenne w szkołach i z niektórymi nauczycielami. Ale zawsze miałam zasadę – to ja go znam najlepiej i drugą- zawsze słuchałam jego i swojej intuicji.
    Tak, nadal jest indywidualistą. Juz nie nadpobydliwym. Ale zycie z wyjątkowym dzieckiem jest zawsze ciekawe, jezeli jestes otwarta na wyjatkowość

  8. Czytałam kiedyś o rodzinie naukowców, w której wszyscy byli oryginalni – jak sami mówili, mieli albo adhd, albo autyzm wysokofunkcjonujący (i rodzice, i dzieciaki-nastolatki). Żyją szczęśliwie i ciekawie w zgodzie z sobą, pracują, nie korzystają z pomocy terapeutów, a na potrzeby otoczenia nauczyli się obowiązujących w nim reguł i stosują je, gdy to potrzebne. Na swoje potrzeby mają swoje pomysły. Właściwie to wszyscy tak mamy – w sytuacjach społecznych stosujemy pewną część reguł ogólnych, a poza tym jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, i to jest OK. U dzieciaków mocno zindywidualizowanych najważniejsze jest chyba wymyślić sposób nauczenia, jak sobie radzić z tym, co się ma. I kochający rodzic w tej sytuacji jest bezcenny, będzie wymyślał do skutku, aż młodzik nauczy się wymyślać sam, jak sobie radzić. Powodzenia:)

Leave a comment